15 maja 2014

Rozdział 16 - Ostatni

To już ostatni rozdział. Mam nadzieję, że nie skatujecie mnie za to ;)
Chciałabym znać Wasze ogólne opinie na temat tego opowiadania, czy czegoś było za dużo, czy czegoś w nim zabrakło, jak Wam się czytało rozdziały itp. Pomoże mi to bardzo w pisaniu kolejnych.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze jakie zostawiliście, były na prawdę pomocne i podnoszące na duchu, kiedy zaczynałam powątpiewać w sens pisania tej historii. 
Ale to jeszcze nie jest nasze pożegnanie, bo mam nadzieję, że będziecie ze mną na moim drugim blogu
Wczoraj naszedł mnie taki mega pomysł, ale wymaga on ode mnie wiele czasu, motywacji, weny i kolejnych pomysłów. 
Pozdrawiam
Nolca :*

______________________________________________________________


Daniel rozłożył ręce i czekał. Nic się nie działo. Żadne skrzydła nie wystrzeliły zza jego pleców.
- Ty… - Zwrócił się do Shane’a. – Pozbawiłeś mnie tego wszystkiego. – Ruszył w kierunku brata szybkim krokiem.
Shane zaczął się cofać w obawie, że Daniel rzuci się na niego z pięściami. Ten jednak uściskał go tak, jakby spotkał kogoś mu bliskiego po kilkunastu latach. Daniel cofnął się do tyłu i popatrzył na niego.
- Nie wiem jak ci się to udało, ale dzięki. Całe życie tego chciałem.
- Nie dziękuj. W końcu nadal jesteśmy braćmi.
Wszyscy, którzy znajdowali się na arenie zaczęli głośno krzyczeć i gratulować Shane’owi. Każdy chciał uścisnąć mu dłoń. W końcu stał się ich bohaterem, ocalił ich wszystkich.
- Shane! – Zawołał Caleb zza jego pleców.
Odwrócił się i zobaczył, że Kathy znów leży na ziemi.
- Co się stało? – Zapytał Caleb’a.
- Nie wiem. Stała obok mnie i nagle upadła.
Shane znów przy niej klęczał. Oddychała, żyła, ale cała się trzęsła.
- Kathy! Kathy! – Wołał do niej wiedząc, że to i tak nic nie da.
Wiedział, że łączenie sił jest ryzykownym krokiem przy jej osłabieniu, ale nawet gdyby jej zabronił, i tak by to zrobiła.
- Ludzie! Cofnijcie się! – Krzyczała Cleo. – Dajcie jej oddychać!
Z tłumu wyszedł mężczyzna, którego Shane dawno nie widział. Szczerze mówiąc widział go przed znalezieniem się w Drayton.
- Luke? Co tu robisz? – Pytał niedowierzając swoim oczom. – Gdzieś ty się do cholery podziewał cały ten czas?!
- Daj mi spokój dzieciaku. To nie była moja wojna. – Odpowiedział kucając przy Kathy.
- Twoja nie twoja na pewno byś się przydał. Gdzie byłeś?
- Shane. – Spojrzał na niego z powagą. – Dasz się skupić, czy twoja dziewczyna ma tu wyzionąć ducha?
- To nie moja…
- Jasne. Więc mogę?
- Tak.
Luke położył jedną dłoń na czole Kathy, a drugą na brzuchu. Zamknął oczy i zaczął szeptać jakieś niezrozumiałe słowa. Jego ręce zaczerwieniły się na chwilę, a Kathy otworzyła powoli oczy.
- Musi odpocząć. Ostatnio trochę osłabła z sił. – Powiedział Luke.
- Skąd wiesz co się działo?
- To, że mnie tu nie było, nie znaczy, że nic nie wiem.
Luke wstał i odszedł znikając w tłumie. Shane wziął Kathy na ręce i razem z Caleb’em, Cleo, Selmą, Kristan’em i Lane’m wrócił do domu.
- To dlatego nie mogłem nigdy czytać ci w myślach. – Odezwał się Lane dotrzymując kroku Shane’owi.
- Serio nie mogłeś? – Zapytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Serio. A co? Źle o mnie myślałeś?
- Niee. – Wyszczerzył się do Lane’a.
Kiedy znaleźli się w domu wszyscy rozsiedli się wykończeni w salonie, a Shane zaniósł Kathy do jej pokoju. Położył ją na łóżku i przykrył kocem. Usiadł obok i po prostu na nią patrzył. W ten dzień, w którym zobaczył ją pierwszy raz od razu wiedział, że jest dzielna. Patrzył wtedy jak z desperacją wybija krzesłem szybę w oknie i wydostaje się z płonącego domu. Teraz leżała obok niego z potarganymi włosami, zadrapanym policzkiem i rozcięciem na czole. Odgarnął kosmyk włosów zsuwający się jej po policzku.
- Shane?
Odwrócił wzrok. Nie chciał, żeby przyłapała go na wpatrywaniu się w nią.
- Co się stało? – Zapytała zaspanym głosem siadając.
- Zemdlałaś.
- Znowu? – Skrzywiła się na tą wiadomość.
- Powinnaś trochę poleżeć i odpocząć. – Chciał wstać i wyjść z pokoju, ale złapała go za rękę.
- Nie idź. Nie chcę być tu sama.
Spojrzał w te jej niebieskie oczy i wymiękł. W tej chwili chciałby jej powiedzieć wszystko co czuł w ostatnim czasie. Bił się z własnymi myślami. Nigdy nie był wylewny, nie miał pojęcia jak wyrażać własne uczucia. Nikt go tego nie nauczył i nigdy nie miał okazji by to robić. Cały czas się do niego uśmiechała, a on zerkał co chwilę na jej blade, pełne usta.
- Narobiłaś mi ostatnio sporo problemów.
Jej uśmiech zbladł. Co on robi?
- Ja… - Zaczęła ostrożnie. – Przepraszam, że byłam ciężarem. Chciałam tylko pomagać.
- Nie przepraszaj. Pomagałaś, ale kosztem własnego zdrowia i to mnie martwiło.
- To co zrobiłeś na arenie z Feu było niesamowite. Wiesz. Od czasu jak byliśmy w lesie wiedziałam, że to ty masz świetlną moc. – Spojrzała w okno a jej wzrok był nieobecny. – Od samego początku nie potrafiłam wykrzesać z siebie własnej mocy. Na początku wszyscy myśleli, że żadnej mocy nie mam nawet. Nie mam tyle siły co wszyscy. Sam wiesz najlepiej. Może i coś tam potrafię, ale nie potrafię tego utrzymać.
 - Wszystko wymaga ćwiczeń. – Przerwał jej Shane łapiąc ją za rękę, a ona popatrzyła na niego, przez co się trochę speszył. – Każdy tu ćwiczy latami. Ja trochę ćwiczyłem poza Drayton i sama wiesz jak to się skończyło.
Shane odwrócił się i spojrzał na swoje dłonie. Do końca życia będzie żałował tamtego wieczoru, w którym dwie osoby przez niego zginęły. Kathy przysunęła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu. Ręką głaskała go po plecach.
- To nie była twoja wina. Żadnego z nas. Nie obwiniaj się o to, bo tak nie da się żyć.
Odwrócił się do niej, a ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że czuł jej oddech na swoim policzku. Jego serce w tej chwili biło tak szybko, jakby miało za chwilę wyskoczyć. W głowie miał tylko jedną myśl, ale bał się. Nawet nie wiedział, czy ona go lubi.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – Zapytała podnosząc głowę.
- No bo… - Zaczął, ale nie wiedział co ma jej powiedzieć. – Emm…Bo widzisz…
- Shane.
- Hym?
Kathy położyła dłoń na jego policzku i przybliżyła się do niego jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się i czekała na jego ruch. Usiadł przodem do niej i przyciągnął do siebie. Patrzyli sobie w oczy a ich nosy delikatnie się stykały. Gładził jej włosy drżącą dłonią. Jej oczy błyszczały i mógłby się w nie wpatrywać godzinami. Ślicznie się uśmiechała, a piegi na jej policzkach i nosie dodawały jej uroku. Nie wiedział, co stanie się przez to całe zjawisko przyciągania, nie chciał jej skrzywdzić, ale w końcu się przełamał. Jego usta delikatnie dotknęły jej. Jej wargi drżały i miał nadzieję, że to tylko z powodu uczuć. Ten pocałunek był spokojny, ponieważ oboje obawiali się tego, co może się stać. Im dłużej trwał i udowadniał, że wszystko jest w porządku, stawał się odważniejszy. Shane wplótł palce w jej włosy przyciągając ją do siebie jak najbardziej się da, jakby nie chciał, żeby mu uciekła. Pragnął tego od chwili, kiedy się tu zjawiła, kiedy siedziała o świcie w kuchni na parapecie. Kathy przesunęła swoją dłoń na jego kark, przez co po jego ciele przeszedł dreszcz. Jej usta były niesamowicie miękkie i smakowały…malinami. Musiała używać jakiegoś owocowego błyszczyku. Pocałunek stawał się teraz bardziej namiętny. Wyrażał wszystko, co chciał jej do tej pory powiedzieć. Troskę, strach, tęsknotę, pożądanie. Poczuł, że się uśmiecha i powoli się odsunął. Oboje szybko oddychali. Ktoś zapukał do drzwi i odskoczyli od siebie jak poparzeni.
- Można? – W drzwiach stanęła Cleo.
- Jasne. – Odpowiedziała Kathy przeczesując ręką włosy.
- Co tu się działo? – Zapytała przyglądając im się uważnie. – Żarówki na dole powysiadały.
Kathy spojrzała na Shane’a, który siedział tyłem do Cleo i powstrzymywał śmiech.
- Nic się nie działo.
- Lane pyta jak się czujesz i czy masz siłę zejść na dół coś zjeść.
- Myślę, że tak. Tylko chciałabym się ogarnąć trochę.
Cleo spojrzała na plecy Shane’a, potem na Kathy i puściła do niej oczko unosząc kciuki w górę. Wyszła zamykając za sobą drzwi. Shane pocałował ją w czoło i wstał kierując się do drzwi.
- Pójdę też się trochę ogarnąć i czekam na dole.
Wymienili jeszcze uśmiechy i Shane zamknął drzwi z drugiej strony. Teraz może już być tylko lepiej.

Miesiąc później.
Było późne popołudnie, a słońce chyliło się ku zachodowi. Jego pomarańczowo różowe promienie rozlewały się po czystym, błękitnym niebie. Lekki wietrzyk powiewał między koronami drzew otaczającymi arenę. Feu fruwał nad głowami grupki osób, która siedziała na trawie i odpoczywała po całym dniu ćwiczeń. Cleo ze swoimi świeżo pomalowanymi paznokciami kolejny raz próbowała zapleść Selmie dwa warkocze, które za nic nie chciały wyjść. Caleb, który nadal czuł się nieswojo w ich towarzystwie czytał historię Drayton. Minie trochę czasu zanim poczuje się ich przyjacielem, w końcu był po tej złej stronie i o mało co nie skrzywdził Kathy. Kristan bawiąc się magią ziemi przeszkadzał Cleo, wytwarzając co chwilę wokół niej pędy przeróżnych roślinek. Kathy siedząc między nogami Shane’a opierała się o niego plecami z zamkniętymi oczami chłonąc ostatnie promienie słońca. W takich momentach czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Przy nim nie musiała niczym się martwić, wiedziała, że zawsze będzie się o nią troszczył i nigdy jej nie zawiedzie. Opanowali zjawisko przyciągania na tyle, by nie ujawniało się za każdym razem, kiedy się dotkną. Pojawiało się dopiero wtedy, kiedy tego chcieli, lub było to konieczne podczas ćwiczeń. Starali się używać go jak najmniej, ponieważ nadal wysysał z Kathy dużo sił, co kończyło się w prawie każdym przypadku osłabieniem na długie godziny. Shane nie musiał już nosić rękawiczek i teraz głaskał Kathy po włosach. Otwierając oczy zauważyła, że ktoś do nich idzie.
- Valerie. – Wyszeptała, na co wszyscy odwrócili się w drugą stronę.
- Przepraszam, że przeszkadzam w odpoczynku. – Powiedziała uśmiechając się pogodnie. – Kathy, twoi rodzice przyjechali. Przyjdź za chwilę do mojego gabinetu.
Valerie stała się zupełnie inną kobietą. Na początku wydawała się zimna i pozbawiona uczuć, zawsze poważna. Teraz była pogodna, cały czas się uśmiechała, jakby wszystkie jej zmartwienia odeszły. Kathy powoli wstała otrzepując się z trawy, która przyczepiła się do jej spodni. Shane zrobił to samo, a na jego twarzy pojawił się smutek.
- Myślisz, że będą chcieli cię zabrać do domu? – Zapytał trzymając jej dłonie w swoich.
- Nie wiem. – Odpowiedziała. Bała się tego od chwili, kiedy dowiedziała się, że z pomocą Valerie została uniewinniona za tamten pożar.
Ruszyła przed siebie zostawiając przyjaciół na arenie. Denerwowała się, a przecież to byli tylko jej rodzice. Chciała im o wszystkim opowiedzieć. Chciała przedstawić im Shane’a. Weszła do gabinetu Valerie przez oszklone drzwi. Pod oknem stał Lane blado się uśmiechając.
„Coś nie tak?” Zapytała go w myślach Kathy, ale on tylko wzruszył ramionami.
- Kathy! – Jej matka prawie do niej podbiegła, by wziąć swoją córkę w ramiona. – Jak ja się za tobą stęskniłam kochanie.
- Ja za wami też.
- Mamy dla ciebie świetną wiadomość. – Powiedział ojciec Kathy. – Z racji tego, że zostałaś uniewinniona możesz wrócić wcześniej do domu.
Kathy popatrzyła najpierw na swoich rodziców, potem na Valerie i Lane’a. Cieszyła się z uniewinnienia, ale nie chciała wracać do domu. Chciała tutaj zostać, z nowymi przyjaciółmi.
- Jeśli pójdziesz się teraz spakować to możesz wrócić jeszcze dzisiaj. – Mówiła podekscytowana mama Kathy.
- Ale mamo… - Zaczęła Kathy. – Ja nie chcę wracać. Chcę tutaj zostać.
Obserwowała jak z twarzy jej matki znika radość i maluję się zdziwienie.
- Jak to chcesz zostać? Przecież nawet nie chciałaś tu przyjeżdżać.
- Tak, ale poznałam tu wspaniałych przyjaciół. Nie chciałabym ich zostawiać. Poza tym przecież mogę dokończyć naukę tutaj. Prawda? – Zwróciła się do Valerie.
- Oczywiście, że tak. Jeśli twoi rodzice się na to zgodzą.
- Córciu, jesteś pewna? Nie będziemy się widzieli tyle czasu.
- Można to potraktować jak wyjazd do akademika. – Powiedziała wesoło Kathy.
- Poza tym, mogą ją państwo odwiedzać trochę częściej. Wcześniej nie było takiej możliwości wiadomo z jakiego powodu. Ale teraz myślę, że nie będzie to problemem.
Mama Kathy popatrzyła na swojego męża, który wzruszył tylko bezradnie ramionami.
- Skoro chce to niech zostanie. Daleko jej nie zostawiamy. I jak widzisz, nic jej się złego tutaj nie dzieje. – Powiedział.
Kathy wyszła z gabinetu razem z Lane’em. Jej rodzice chcieli omówić wszystkie szczegóły tego dłuższego pobytu tutaj, więc nie chcieli im przeszkadzać. Koło drzwi wejściowych stał zmartwiony Shane. Kathy podeszła do niego ze smutną miną. Widziała malującą się rozpacz w jego oczach i nie mogąc wytrzymać dłużej uśmiechnęła się szeroko.
- Zostaję!
Oczy Shane’a rozbłysły, wziął ją w ramiona i zaczął obracać się z nią wokół własnej osi. Postawił ją na ziemi i pocałował. Usłyszeli za plecami kaszlnięcie, a kiedy się odwrócili zobaczyli rodziców Kathy i rozbawioną Valerie. Jej ojciec mierzył Shane’a wzrokiem od dołu do góry, a mama wyglądała jakby miała zaraz zacząć skakać ze szczęścia.
- Em… Mamo, tato to jest Shane. – Przedstawiła go.
- Masz chłopaka! – Krzyczała mama Kathy. – Nareszcie!
- Mamo. Przestań. Zawstydzasz mnie.
Kathy z Shane’em chwilę rozmawiali z jej rodzicami. Jej ojciec nie był zły, wydawał się akceptować Shane’a po krótkiej rozmowie z nim. Pożegnali się z nimi i odjechali, a oni wrócili na arenę do przyjaciół z nową, radosną wiadomością.

THE END

Obserwatorzy