29 grudnia 2013

Rozdział 1








Otworzyła oczy, ale mimo to nie wiedziała czy jest przytomna, czy śpi. Jedyne co mogła dostrzec to biel, która otaczała ją z każdej strony. Do nozdrzy wdzierał się nieprzyjemny zapach dymu. Uniosła dłoń przed siebie i wydawało jej się jakby patrzyła na nią przez gęstą mgłę. Zakryła nos i usta starając się, żeby odór spalenizny nie przedostał się do jej płuc. Wiedziała, że leży dosyć długo, ponieważ czuła drapanie w gardle. Miała wrażenie jakby ktoś trzymał ręce na jej szyi i próbował ją dusić. Po paru minutach zaczęła odnajdywać wzrokiem pewne szczegóły tego miejsca. Nie pamiętała jak się tu znalazła i co się stało. Wiedziała jednak jedno. Musiała się pozbierać i wyjść, bo inaczej zginie. Przypomniała sobie z filmów, że w takich sytuacjach powinno iść się na czworaka nie podnosząc za wysoko głowy. Mogła mieć tylko nadzieję, że uda jej się dostać do wyjścia w takiej pozycji i że ten pomysł się sprawdzi w rzeczywistości. Ruszyła bardzo powoli przed siebie, wyciągając co chwilę rękę, żeby na coś nie wpaść. Szło jej to bardzo mozolnie, aż dotarła na korytarz. Było tu jeszcze gorzej niż w poprzednim pomieszczeniu, tylko że teraz wszędzie było szaro, a gdzieniegdzie w oddali migało pomarańczowo żółte światło. Chciała iść w tamtą stronę jak najszybciej, nie zauważyła schodów i stoczyła się na dół. Uderzyła głową o posadzkę, ale na tyle lekko, żeby wstać i iść dalej. Im bardziej się zbliżała do migających świateł, czuła jak robi jej się gorąco. Dopiero kilka kroków przed dotarło do niej, że to ogień. Rozejrzała się dookoła, szukając innej drogi ucieczki. Spojrzała w stronę schodów, ale one także zajęły się od góry ogniem. Nie wiedziała dokąd ma iść. Zaczynało jej się kręcić w głowie, brakowało tchu, w ustach miała sucho. Wypatrzyła jakieś ciemniejsze miejsce, bez niebezpiecznych płomieni. Czuła, że dym się przerzedza. Dotarła do niewielkiego okna, które było w tej chwili jej jedyną drogą ucieczki. Nie myśląc zbyt długo, stanęła bokiem, ugięła rękę i uderzyła z całej siły łokciem w szybę. Dłonią ostrożnie wypchnęła mniejsze kawałki na zewnątrz, podciągnęła się na parapecie i przetoczyła na drugą stronę. Upadła plecami na trawnik i poczuła ulgę. Zaczęła kasłać, oczy ją piekły, głowa bolała jak nigdy, ale cieszyła się, że znowu może oddychać powietrzem. Przeczołgała się jak najdalej mogła od domu i ostatnie co zauważyła to nadjeżdżające radiowozy, odgłos syren i błyszczące oczy wpatrujące się w nią z krzaków.

***

Nigdy nie był tak przerażony jak w tej chwili. Leżał na plecach od parunastu minut i nie miał odwagi się podnieść z ziemi. Wpatrywał się w swoje lekko zaczerwienione dłonie, z których nadal tryskały małe iskierki. Myślał, że zacząć już nad tym panować, ale mylił się, bardzo się mylił. Było mu gorąco, ale mimo to na całym jego ciele pojawiała się gęsia skórka, trząsł się jakby miał gorączkę, w uszach mu dudniło od wybuchu. Bał się wstać, ponieważ nie chciał widzieć tego co zrobił. Nie chciał ponownie widzieć poranionych osób, a może nawet martwych. Usłyszał ciche kasłanie, jakby z większej odległości i to sprawiło, że stanął w mgnieniu oka na nogach. Kolana się pod nim ugięły, kiedy zobaczył jak ogień liże ściany białego domu, jak bucha z wybitych okien. Gęsty, szary dym wzbijał się wysoko w niebo tworząc niekończący się, trujący tunel w powietrzu. Starał się zachować spokój i usłyszeć skąd dochodziło kasłanie. Minęła chwila, która wydawała się wiecznością i już wiedział, gdzie ma się skierować. Przebiegł z prędkością światła do drzwi wejściowych. Złapał za klamkę, ale cofnął szybko rękę, ponieważ była rozżarzona. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu innej, możliwej drogi. Przez okno dostrzegł poruszającą się postać, która kręciła się dookoła w poszukiwaniu ucieczki z tego piekła. Podbiegł do najbliższego okna w tym samym czasie, w którym dziewczyna uderzyła ręką w szybę. Wycofał się szybko w pobliskie krzaki. Widział jak krew leci z jej łokcia w stronę dłoni. Nie chciał jej skrzywdzić. Po raz kolejny dotarło do niego, że nad niczym nie panuje. Już wystarczająco narobił szkód. Obserwował z krzaków jak wydostaje się przez rozbite okno i upada na osmoloną trawę. Chciał bardzo jej pomóc, wyglądała bezbronnie, była słaba. Ledwo odczołgała się od domu, który w każdej chwili mógł znów wybuchnąć. Widział strach w jej oczach, ale on sam bał się chyba jeszcze bardziej. Usłyszał za sobą cichy szelest, a po chwili poczuł czyjś dotyk na ramieniu. Odwrócił się powoli, żeby nie narobić hałasu, nie zwrócić na siebie uwagi dziewczyny. Rozpoznał znajomą twarz.
- Tym razem nieźle narozrabiałeś. – Chrapliwy szept należał do człowieka, którego się nie spodziewał zobaczyć przez długi czas.
- Luke Vickers. Co tu robisz?
- Ciszej. Chodź ze mną. Chyba, że chcesz żeby ktoś cię zobaczył.
- Nie, nie chcę.
Obaj wycofali się w stronę domu stojącego obok, tak żeby nie byli widoczni przez nadjeżdżającą policję.
- No no, Shane. Chyba jesteś coraz silniejszy? – Na Luke’a twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Daruj sobie złośliwość. Czego chcesz?
- Jestem tu z czyjegoś polecenia. Przyznam, że niechętnie tu przyjechałem, specjalnie do ciebie, ale nie miałem innego wyboru.
- Do rzeczy. – Shane tracił powoli cierpliwość. Miał dosyć tego dnia. Chciał zniknąć z tego miejsca.
- Bractwo Sacratini uważa, że nie radzisz sobie ze swoją mocą i stwarzasz niemałe zagrożenie. Chcą żebyś pojechał do Drayton.
- Drayton? Do tego psychiatryka?
- Koleś, uważaj na słowa. To nie jest psychiatryk, tylko miejsce, w którym uzdolnieni trenują swoje moce pod okiem najlepszych. Sam tam byłem.
- To jeż wiem dlaczego jesteś taki rąbnięty.
Luke cofnął się o krok i wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał pistolet.
- Nie pójdziesz po dobroci?
- Ty chyba sobie jaja robisz! Masz zamiar do mnie strzelić? Weź się opanuj.
- Nie zrobię ci tym krzywdy. To tylko „uspokoi” cię na pewien czas. – Ze swoim kpiącym uśmiechem na ustach wycelował w pierś Shane’a i strzelił. Pistolet nie wydał z siebie najcichszego dźwięku, nie zostawił także żadnej rany. Shane spojrzał w dół i zdążył zauważyć tylko czerwoną strzałkę zanim osunął się na ziemię.

***

Resztę wakacji Kathy spędziła w domu. Nie mogła powiedzieć, że były one udane i miłe. Były najgorsze ze wszystkich jakie przeżyła w ciągu swojego siedemnastoletniego życia. Każdego ranka, po przebudzeniu, wyglądała z utęsknieniem przez okno w pokoju, które wychodziło na podwórko przed domem i asfaltową uliczkę za białym ogrodzeniem. Teraz ulica pokryta była kolorowymi tęczami, słoniami i kwiatkami narysowanymi kredami przez małe dzieci mieszkające obok. Codziennie była piękna, słoneczna pogoda, więc dzieciaki cieszyły się każdą wolną chwilą grając w klasy, skacząc na skakankach, jeżdżąc na rowerach. Kathy marzyła o tym, by wyjść, spotkać się przyjaciółką w centrum, w ich ulubionej kawiarni. Niestety nie mogła. Miała areszt domowy do ostatniego dnia wolnego od szkoły. Wszystko przez wydarzenie, jakie miało miejsce miesiąc temu. Któregoś dnia, jej koleżanka zaprosiła do siebie całą klasę na imprezę. Pojawili się na niej wszyscy, łącznie z najlepszą przyjaciółką Kathy, Steffy. Były nierozłączne od przedszkola. Najlepiej bawiły się w swoim towarzystwie. Nikogo nie zdziwiło, kiedy dziewczyny wyszły na środek pokoju i tańczyły roześmiane od ucha do ucha. Pod wieczór na dworze zaczęło grzmieć. Nie był to powód do zmartwień, byli w domu, a tego lata było upalnie, więc przydałoby się trochę deszczu. Kathy tak dobrze się bawiła, że zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Uwielbiała tak robić. Czuła się wtedy zupełnie inaczej, jakby odrywała się od otaczającej ją rzeczywistości, jakby całe jej ciało żyło własnym rytmem. Głośna muzyka nakręcała ją coraz bardziej. Zaczęła powoli podnosić ręce do góry i w ułamku sekundy całe pomieszczenie zrobiło się dziwnie jasne, jakby oświetlały je wielkie lampy. Może nie byłoby to aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że to jasne światło biło właśnie od niej. Cała klasa się w nią wpatrywała, jakby zobaczyła ducha albo ufo. Długo to nie trwało, ponieważ wszyscy padli na ziemię z powodu głośnego wybuchu, który wstrząsnął całym domem. Zginęły wtedy dwie osoby, a reszta została ranna. Była posądzona o podpalenie, podrzucenie bomby, czy czegokolwiek innego. Wszyscy jej znajomi, którzy byli na imprezie mówili jednogłośnie, że to była jej wina. Tak naprawdę nikt nie wiedział co się stało tej nocy, ponieważ nie znaleziono żadnych ładunków wybuchowych, nie ulatniał się nigdzie gaz, nikt nie miał przy sobie nawet zapałek lub zapalniczek. Policja była bezradna, ale dzięki świadkom komuś kara się należała i padło na Kathy. Otrzymała areszt domowy do końca wakacji i przymusowy roczny wyjazd do miasteczka, którego nazwy nie zapamiętała. Nic w tej chwili nie było dla niej ważne. Była postrzegana przez ludzi jako podpalaczka i morderczyni. Nawet Steffy przestała się do niej odzywać, bo jak to powiedziała, kiedy rozmawiały ostatni raz, „bała się jej”. Nie mogła jej obwiniać, wierzyła w to co widziała, albo w to, w co wierzyli wszyscy. Dzisiejszy dzień był jej ostatnim w jej domu. Jutro miała wyjechać na cały rok gdzieś, gdzie nie będzie nikogo znała, będzie zdana tylko na siebie.

9 komentarzy:

  1. super sie czyta:) czekam juz na kolejne rozdzialy,byly ciary;p :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dalej też będzie się fajnie czytało :)

      Usuń
  2. Witaj! Dziękuję za komentarz u mnie na blogu. Cieszę się, że spodobały ci się moje wypociny i że jest ktoś, kto to czyta.
    Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło, dlatego czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam, @Ewela.
    Ps Zapraszam też do siebie 31.12.2013 na rozdział czwarty. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałabym! Dodałam Cię do czytanych blogów. ;)

      Usuń
    2. Dzięki za odwiedziny :) Oby dalej też wciągało :)

      Usuń
  3. Naprawdę fajny rozdział :D Byłabym wdzięczna za informowanie o nowych ^^ Dziękuję też za komentarz u mnie :) Mam nadzieję, że nowe rozdziały też ci przypadną do gustu :D

    Pozdrawiam, Nella z http://wilczyca-musi-umrzec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :) Będę informować :)

      Usuń
  4. Hej!

    Wreszcie znalazłam chwilę, by zajrzeć. Przeczytałam dopiero 1 rozdział, ale coś czuję że będę tutaj stałym bywalcem :) Fantastyka to jeden z moich ulubionych gatunków i z wielkim uśmiechem na ustach zauważyłam, że wybrałaś ten gatunek. Poza tym piszesz bardzo, bardzo dobrze. Poprawnie to za małe słowo. Ciekawie, bezbłędnie, używasz ładnych słów, fajnie składasz zdania. Absolutnie nie mam się do czego przyczepić :) Sama historia wydaje się być niesamowita! Ludzie ze zdolnościami, ten ośrodek. Troszkę zapachniało mi moim ulubionym serialem, "Herosi".

    Ściskam mocno i mam nadzieję, że uda mi się szybko wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  5. I love it aha aha <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy