Do południa w domu panowało zamieszanie. Rodzice Kathy wzięli wolne w pracy, żeby pomóc jej się spakować i móc ją zawieźć. Pakowała się dzień wcześniej, ale jej matka uparła się żeby jeszcze wszystko sprawdzić.
- W
końcu to nie jest wyjazd na tydzień, tylko na cały rok – przypominała stale – i
to bez możliwości nawet chwilowych wyjazdów.
-
Mamo, wszystko mam spakowane. Jeśli czegoś braknie to kupię na miejscu. O ile
będą tam jakieś sklepy.
-
Wolałabym żebyś nie wydawała pieniędzy na darmo.
Takie
rozmowy odbywały się co kilkanaście minut. Kathy siedziała w ulubionym,
skórzanym fotelu jej ojca. Przypomniała sobie że, kiedy była mała brał ją na
kolana, przykrywał kocem i czytał bajki, a ona popijała gorącą czekoladę w
zielonym kubku. Kubek zachował się do dziś i spoczywał w którejś torbie,
zawinięty w szarą gazetę. Lubiła go i nie wyobrażała sobie, żeby go nie zabrać.
Będzie jej przypominał miłe chwile, kiedy zamknie się w czterech, nudnych i bez
wyrazu ścianach. Wpatrywała się w krzątaninę jej matki, która z panicznym
wzrokiem wszystko dokładnie sprawdzała po kilka razy. Nawet zrobiła sobie listę
najpotrzebniejszych rzeczy do zabrania. Poza kilkoma torbami Kathy miała swoją
pod ręką, w której miała laptopa, komórkę, ulubioną książkę, sweter, który jej
matka by wyrzuciła, gdyby go zobaczyła i mp4. Dziwnie się czuła. Nigdy nie
wyjeżdżała z domu na tak długo i to sama. Ta myśl przerażała ją jeszcze
bardziej. Nie chciała tam jechać. To nie jej wina, że ten dom wybuchnął przecież.
Nawet nie wiedziała jak się robi bombę, więc czym miałaby go wysadzić w
powietrze. Całe wakacje mogła sobie to powtarzać, ale kogo to obchodziło. Nikt
jej przecież nie wierzył poza rodzicami, którzy i tak do końca nie byli pewni
tego, że ich córka nie jest podpalaczką. Nie miała innego wyjścia, jak pogodzić
się z tym.
Po
południu w końcu wsiedli wszyscy do samochodu i ruszyli w drogę. Zapowiadało
się drętwo i nudno, ponieważ jej rodzice nie lubili rozmawiać podczas jazdy.
Wyciągnęła mp4 i włożyła słuchawki do uszu. Z rozpaczą patrzyła na mijane domy
jej znajomych, Steffy, osiedlowy sklepik. Całe jej życie ją teraz mijało.
Przejeżdżając przez centrum, zatrzymali się na światłach przy kawiarni. Kathy
dostrzegła w środku jej przyjaciółkę i automatycznie podniosła dłoń do szyby.
Steffy spojrzała w jej stronę i zrobiła to samo. Po policzkach obu dziewczyn
popłynęły łzy, ale było za późno na jakiekolwiek pożegnania. Jednak ten gest
wystarczył, żeby wiedziała, że nadal jej zależy na ich przyjaźni. Chwilę później
minęli tablicę z przekreśloną nazwą Salford i napisem poniżej zachęcającym do
szybkiego powrotu. Minuty leciały niemiłosiernie wolno. Co jakiś czas krajobraz
za oknem zmieniał się na coraz bardziej ponury. Za jej rodzinnym miastem były
przepiękne, zielone łąki po których często biegała. Znała tam każdą ścieżkę,
wszystkie kryjówki. Teraz za szybą widziała tylko szare niebo, nieprzejezdne
drogi i opuszczone budynki, z których odpadał tynk, a drzwi zastępowały
metalowe blachy albo cegły. W słuchawkach leciała piosenka Everybody Lies Jason’a
Walker’a. Stwierdziła, że idealnie pasuje do obecnej sytuacji, co sprawiło, że
jeszcze bardziej posmutniała. Po pięciu godzinach jazdy jej ojciec oznajmił, że
zaraz będą na miejscu. Kathy trochę się ożywiła, ale nie ucieszyła. Przerażało
ją to wszystko, łącznie z tym otoczeniem. Od dłuższego czasu nie dostrzegła
żywej duszy przy drodze, a mijali wiele osiedli mieszkalnych. W oddali widać
było zarys wielkiego, kamiennego łuku. Pomyślała, że to jakieś zabytkowe
miejsce, które miną, ale jej ojciec jechał cały czas prosto. Na samej górze
wisiała drewniana tabliczka z napisem „Witamy w Drayton”, która lekko poruszała
się na wietrze. Przynajmniej wiedziała już jak to miejsce się nazywa. Jechali
chwilę kamienistą drogą, w której było więcej dziur niż w serze, aż stanęli
przed wysoką, metalową bramą. Była trochę straszna, ale miała też swój urok. Na
samym środku znajdował się kwiat, który rozwijał się w pędy i liście, tworząc
spójną całość. Po obu jej stronach, na masywnym murze umieszczone były we
wgłębieniach dwie rzeźby aniołów. Nie były to anioły wyglądające jak te z
książek dla dzieci. Przypominały bardziej strażników, ponieważ jeden miał w
ręce miecz a drugi łuk ze strzałami. Potężny
mur wydawał się otaczać całe to miejsce. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo
nie było widać jego końca przez gęstą mgłę, opadającą w mgnieniu oka. Ojciec
Kathy wysiadł z samochodu i podszedł do bramy, która otworzyła się po kilku
jego krokach. Spojrzał zaskoczony w ich stronę, rozejrzał się dookoła i z
mrugnięciem oka wskazał palcem na prawo. Dopiero teraz Kathy zauważała migającą
diodę na kamerze.
-
Chyba cały teren jest monitorowany. – Powiedział wsiadając z powrotem do auta.
-
Przynajmniej będziemy wiedzieć, że jesteś bezpieczna. – Jej mama starała się
uśmiechać na tyle szczerze, na ile pozwalało jej to wszystko. Kathy wiedziała,
że jej mama jest bardziej zestresowana tym niż ona sama. Zawsze tak było.
Martwiła się o wszystko i wszystkich podwójnie.
-
Pewnie w łazienkach też założyli kamery. – Dziewczyna skrzyżowała ręce
naburmuszona, ale widok uśmiechu jej ojca w przednim lusterku trochę ją
uspokoił.
Ruszyli
dalej kamienistą drogą, podskakując co chwilę na siedzeniach. Niewiele mogła
zauważyć, ale była pewna jednego, nie będzie jej się tu podobało. Już same
drzewa miały takie gałęzie, jakby chciały złapać pierwszą lepszą ofiarę i
powiesić ją sobie na nich. Kathy przeszedł dreszcz, kiedy podjechali pod
ogromny budynek. Wysiadła bardzo powoli wpatrując się w niego. To nie był byle
jaki budynek. Wyglądał jak mały zamek. Zbudowany był z jasnego, szarego
kamienia, każdy jego kant i okno były ozdobione w podobny sposób co brama. Miał
dwie wieżyczki z niewielkimi oknami, w których paliły się światła. Na drzwiach
frontowych także znajdowały się anioły, ale te trzymały kule, po jednej w
każdej dłoni. Prowadziły do nich schody z dwóch stron. Po wspięciu się na ich
szczyt, dziewczyna dostrzegła nad klamką kołatkę, która przytwierdzona była do
srebrnych skrzydeł. Kathy uniosła dłoń, by zapukać, lecz nim zdążyła dotknąć
obręczy drzwi same się otworzyły.
------------------------------------------------------------------------
Zachęcam do zaglądania do zakładki "BOHATEROWIE", dla lepszego wyobrażenia postaci. Będą one dodawane wraz z pojawianiem się ich w rozdziałach :)
dzieje sie:) czekaaaam na ciag dalszy:);*
OdpowiedzUsuńWłaśnie w tym, trochę mniej się dzieję :D
UsuńJestem zaciekawiona dalszym losem bohaterki. Mam nadzieję, że nic ją tam złego nie spotka. Świetnie piszesz opisy, a mi to zupełnie nie wychodzi. :/ Z chęcią dodałam Cię do czytanych blogów. ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby fanka Ed'a Sheeran'a? Ja również uwielbiam jego piosenkę ,,I See Fire", tyle że w oryginale. :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :)
Ps W zakładce NA SKRÓTY są streszczenia wszystkich rozdziałów, oprócz najnowszego. Z pewnością pomoże w zrozumieniu treści, lub wyjaśnieniu niektórych rzeczy. :)
Kurczę, a ja uważam, że opisy mi najgorzej wychodzą :D
UsuńMnie jakoś wpadł w ucho ten remix i mogłabym słuchać tego w kółko :)
Hejka!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział!
Strasznie podobały mi się te krótkie wspomnienia Kathy dotyczące jej dzieciństwa. Można by rzecz beztroskiego. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że w przyszłości wydarzy się tyle przykrych rzeczy.
Strasznie smutne było to żegnanie się z miastem, gdy jechała samochodem. A to "pożegnanie" ze Steffy już cholernie smutne. Aż mi się łezka zakręciła.
Jestem ciekawa Drayton. Co tam się wydarzy? Kogo Kathy pozna?
Opisy wychodzą Ci bardzo dobrze, powinnaś być z nich dumna.
A tak w ogóle spisywanie listy rzeczy do zabrania podczas pakowania, nie jest wcale taką najgorszą sprawą ;) Ja tak robię i dzięki temu nigdy niczego nie zapomniałam :)
Lecę czytać dalej, bo widzę, że mam jeszcze jeden rozdział!
Mam wrażenie, że te anioły bronią Drayton w tazie niebezpieczeństwa...
OdpowiedzUsuńStrasznie lubię komentarze, w których próbujecie się domyśleć jakichś faktów :) Czasem się to przydaje, jak następuje brak weny lub pomysłów :)
Usuń