Kathy
przebudziła się po czwartej nad ranem i wiercąc się w nowym łóżku stwierdziła,
że nie ma sensu tak leżeć, ponieważ i tak już nie uśnie. Wstała powoli kierując
się do łazienki. Starała się zachowywać jak najciszej, żeby nie obudzić Cleo
śpiącej za drugimi drzwiami ich wspólnej łazienki. Obmyła twarz, ubrała się w
luźny, szary dres i na palcach zaczęła schodzić na dół. W połowie drogi jeden
stopień przeraźliwie zaskrzypiał. Stanęła jak sparaliżowana i odwróciła się do
tyłu, żeby zobaczyć czy nikt nie wychodzi z żadnego pokoju. Nie dotarł do niej
żaden dźwięk niezadowolonego marudzenia, więc ruszyła dalej. Założyła adidasy i
kurtkę wyciągając na wierzch kaptur jej ulubionej bluzy. Wyszła na zewnątrz i
skierowała się alejką, którą wczoraj przyprowadził ją Lane.
-
Jak na tak wczesną porę jest wyjątkowo jasno. – Wyszeptała spoglądając na
bezchmurne niebo.
Szła
powoli wszystko dokładnie oglądając i zapamiętując po drodze najważniejsze
szczegóły. Nie chciała zabłądzić w drodze powrotnej.
-
Mogłam wziąć chleb i rozrzucać okruchy na ziemi. – Na samą myśl na jej ustach
pojawił się uśmiech.
Była
wielbicielką wszelkich bajek, niekoniecznie tych ze szczęśliwym zakończeniem.
Kiedy była mała, co wieczór mama czytała jej jedną bajkę przed snem. Tęskniła
za tymi czasami. Jednak jak na złość jej życie wywróciło się do góry nogami
przez coś na co nie miała wpływu. Rodzice zostawili ją w tym obcym miejscu
żegnając ją tylko pustymi słowami otuchy. Lane wczoraj zabrał jej komórkę, bo
jak twierdził nie wolno ich tutaj mieć. Laptopa zostawił, ale co jej po tym
skoro nie ma tutaj dostępu do internetu. Tak, sprawdzała to wczoraj paręnaście
razy wymachując nim aż po sufit. Była odcięta od świata. Nie wiedziała czemu,
ale miała wrażenie, że jej życie zmieni się jeszcze bardziej i to właśnie z
powodu Drayton. Szła tak jakiś czas pogrążona w swoich myślach, że nawet nie
zauważyła gdzie idzie. Kiedy dotarło do niej, że się jednak zgubiła, stała
między ciemnymi drzewami. Rozejrzała się dookoła, ale nic poza nimi nie dostrzegała.
W tym miejscu, gdzie las był tak gęsty, wydawało się jakby był środek nocy.
Rozglądała się cały czas mając nadzieję, że gdzieś między grubymi pniami
dostrzeże jakieś światło, drogę, cokolwiek.
-
Po prostu cudownie. Jak nic zginę tu pożarta przez wiewiórkę mutanta.
Kathy
nie należała do bojaźliwych osób. Większość dziewczyn jakie znała, łącznie ze
Steffy, bała się praktycznie wszystkiego. Pająków, wszelkiego innego robactwa,
cieni w alejkach. Gdyby tu były zaczęłyby pewnie biegać w kółko jak opętane,
krzycząc „pomocy, pomocy”. Zdecydowała się ruszyć gdziekolwiek, bo stanie w
miejscu na pewno do niczego jej nie doprowadzi. Szła dosłownie chwilę, kiedy
zauważyła, że las się przerzedza. Kiedy wyszła z lasu, ku jej ogromnemu
zdziwieniu, przed jej oczami ukazało się duże jezioro. Niewiele ją zachwyciło w
życiu, ale to… Dookoła jeziora był tylko ciemny las, który wydawał się strzec
tego miejsca od niechcianych intruzów. Pomyślała, że ona do nich nie należała
skoro stała teraz tutaj podziwiając ten widok. Gwieździste niebo odbijało się w
czarnej wodzie, która lekko poruszała się z każdym powiewem wiatru. Chyba
znalazła swój azyl. Uśmiechała się do siebie zadowolona z siebie, kiedy nagle
przed jej twarzą przeleciał czerwony, mały ptak. Odciął się na tym mrocznym
krajobrazie swoimi jaskrawymi piórami, niepasującymi do tego miejsca w żadnym
stopniu. Obserwowała jak ptak fruwał przed nią wznosząc się i opadając ku ziemi
co chwilę. Kojarzyła tego ptaka z lekcji biologii. Był to Kardynał Szkarłatny.
Nagle poderwał się wyżej i skierował gdzieś w lewą stronę. Dopiero teraz
zauważyła, że przy brzegu jeziora znajdują się ogromne kamienie. Ptak poleciał
w ich stronę. Dostrzegła na największym kamieniu jakąś ciemną postać. Dziwne,
że nie zauważyła jej wcześniej. Mały ptaszek usiadł na wyciągniętej dłoni,
zaćwierkał wesoło i potem stało się coś czego normalny człowiek nigdy by się
nie spodziewał. Mały, czerwony ptaszek spłonął. Kathy wydała z siebie zduszony
dźwięk, na co postać odwróciła się w jej stronę. Nie widziała z tej odległości
twarzy. Patrzyła oniemiała na dłoń, na której przed chwilą siedział Kardynał.
„Przecież
to nie był żaden Feniks, jak w Potterze. Przecież on nie mógł… To niemożliwe.”
Myślała tak póki, postać nie wstała i nie ruszyła w jej kierunku. Po ruchach poznała,
że to jakiś chłopak.
-
Co tu robisz? – Odezwał się szorstko nieznajomy.
-
Ja…Nie wiem…Ja…
-
Jesteś jąkałą? – Zapytał ironicznie.
-
Nie. Zabłądziłam. – Wyrzuciła z siebie w końcu, przyłapując się na tym, że
nadal patrzy na jego dłoń, która była teraz w czarnej, skórzanej rękawiczce.
-
Zabłądziłaś mówisz? A może mnie śledziłaś? – Zaczął do niej podchodzić, a kiedy
był tak blisko, że mogła poczuć jego oddech na swojej twarzy zrobiła krok w tył
i potknęła się o wystający korzeń. Upadłaby, gdyby nie złapał jej za rękę i nie
pociągnął ku sobie. W tym momencie stała się kolejna dziwna rzecz. Z ich
złączonych dłoni wystrzeliło oślepiające światło. Kathy puściła go natychmiast
widząc przed oczami obrazy z tamtego nieszczęśliwego wieczoru. Światło zgasło, ale
zdążyła dostrzec więcej szczegółów z jego wyglądu. Miał ciemne włosy, które
były w nieładzie, chyba celowym i jasne, błękitne oczy. Ich kolor przypominał
ocean, w który można się wpatrywać bez końca.
-
Co to do cholery było? – Krzyknął na nią, sprowadzając ją do rzeczywistości.
-
Skąd mam wiedzieć? Co ja wróżka jakaś? – Myliła się. Jednak są rzeczy, które
mogą ją przerazić. Właśnie teraz się takie działy.
-
Słuchaj. Nie wiem co tu robisz, kim jesteś i co to do jasnej dosłownie cholery
było, ale spadaj stąd.
-
Chętnie, ale nie znam drogi powrotnej. – Wyszeptała prawie do siebie.
-
Powrotnej dokąd? – Spojrzał na nią podejrzliwie.
Nawet
nie wiedziała jak się to miejsce nazywało. Fakt, że była w Drayton, ale to
chyba była cała miejscowość, a ona miała mieszkać w jakimś konkretnym osiedlu
tej miejscowości. Wiedziała, że wyjdzie na idiotkę, ale co miała zrobić.
-
Do Drayton.
Chłopak
był szczerze zdziwiony. Zastanawiał się chwilę nad czymś po czym ruszył przed
siebie.
-
Możesz iść za mną, póki nie będziesz wiedziała, gdzie już jesteś.
Bez
słowa ruszyła za nim. Jednak nie wyszła na idiotkę, co sprawiło, że poczuła
ulgę. Chciała już znaleźć się w tym domku z kamienia i zamknąć się w swoim
pokoju. Miała dosyć tego poranka, a dopiero się dzień miał zacząć. Szedł przed nią
dosyć szybko, czasem musiała podbiegać, żeby nie zniknął jej z oczu między
drzewami.
-
Em… - Zaczęła powoli, doganiając go.
-
Co? – Warknął.
Chyba
nie należy do miłych typków z bajek, które tak lubiła.
-
Ten ptak. On spłonął i…
Zdjął
rękawiczkę i wyciągnął rękę przed siebie tak żeby dobrze widziała. W jednej
chwili z jego skóry wyskoczyły małe iskierki, które po chwili zmieniły się w
małe płomyki a na końcu w czerwonego Kardynała. Nie dowierzała własnym oczom.
Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach i dobrych książkach.
-
Nazywa się Feu.
-
Feu. – Powiedziała po cichu, nie chcąc go wystraszyć.
Ptak
zaczął fruwać dookoła niej, poćwierkując z radością. Kathy uśmiechała się do
tej małej istoty, ciesząc się, że ptak jednak nie spłonął żywcem.
-
Dziwne. Chyba cię polubił.
„Dziwne,
że mnie polubił? Dziwne to jest to, co ty z nim zrobiłeś.”
Doszli
w końcu do alejki prowadzącej do jej domku. Chłopak stanął nagle, przez co
dziewczyna wpadła na jego plecy.
-
Chyba jednak mnie śledzisz.
-
Co? Czemu? – Spojrzała przed siebie. Stali przed domem z kamienia. Nagle
dostała olśnienia. – Ty pewnie jesteś Shane.
- A
my się znamy? – Odwrócił się do niej z tą wyzywającą miną.
-
Przyjechałam tu wczoraj. Mieszkam w tym domu.
-
Teraz wszystko jasne. Nowa. – Westchnął z niechęcią, jakby patrzył na
przeterminowane jedzenie i wszedł do środka, zostawiając ją na zewnątrz.
Bosko, magicznie, super. " Westchnął z niechęcią, jakby patrzył na przeterminowane jedzenie i wszedł do środka, zostawiając ją na zewnątrz." Padłam. Już wiem, że lubię Shena. Kathy... ona nic nie wie, a tu spotyka ją takie coś. Kocham Twój blog. Już to chyba kiedyś mówiłam, ale przyzwyczaj się do tego, bo dość często będzie mi się to zdarzać. Mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się często, bo strasznie wciągnęła mnie ta historia. Życzę weny, niekończących się pomysłów i ogromnych pokładów czasu. Z niecierpliwością czekam na więcej. Pozdrawiam i całuję.
OdpowiedzUsuń~Artalife <3
PS Zastanawia mnie to dziwne zjawisko (ten wybuch światła), "pomiędzy" Kathy i Shane'em i wydaje mi się, że ich losy będą ze sobą powiązane.
Dziewczyny lubią tych złych chłopaków :D Na pewno przydadzą się te życzenia weny i pomysłów, także dziękuję :)
UsuńA rozdziały pojawiają się 5, 15 i 25 dnia każdego miesiąca (przynajmniej będę się o to starała).
Hej Kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie mogę obecnie przeczytać nowego rozdziału. Wypadło mi kilka dość istotnych spraw i do piątku nie będzie mnie w sferze blogowej. W sobotę powinnam nadrobić zaległości. Jeszcze raz przepraszam, proszę o wybaczenie i ściskam serdecznie!
~~ Alex :)
Hejka!
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się zajrzeć. Kocham to opowiadanie! Kocham Kathy! I chyba kocham Shane'a ;) Och, co to za gbur jeden! Ale coś czuję, Kathy będzie nim zafascynowana. Jak to mówią dziewczyny lecą na takich bad boy'ów ;) Brak dostępu do komórki i internetu? No ja chyba bym zwariowała! To więzienie jakieś! No ale jest Shane ;) I Lane.
Najbardziej podobał mi się opis przechadzki Kathy. Widać, że dziewczyna jest wolnym duchem. Opis wędrówki wyszedł Ci naprawdę znakomicie.
Pozdrawiam gorąco i czekam na nowy rozdział!
Cudne opowiadanie .Nie mogę się doczekać następnego rozdziału .Mam nadzieję że szybko się pojawi. Dużo weny!!! ;) Pozdrawiam M
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że Ci się podoba :) Następny będzie już 5 lutego :)
Usuń