Witam Was wszystkich moi kochani :)
Dziękuję, że nadal jesteście tutaj ze mną i wspieracie swoimi komentarzami.
Dziękuję też za cierpliwość.
Z przykrością jednak muszę Wam powiedzieć, że do końca tego opowiadania zostały TYLKO dwa rozdziały :(
Mam nadzieję, że te trzy ostatnie będą Wam się podobać tak jak cała reszta.
Pozdrawiam i ściskam :)
______________________________________________________________
Cevil był wściekły. Nic nie
szło po jego myśli. Miał ochotę zabić każdego kto mu stanie na drodze. Stał
przy okrągłym stole opierając płasko dłonie na jego blacie. Żyła na jego skroni
pulsowała bez przerwy. Chciał się na czymś lub na kimś wyżyć i to w tej chwili.
Pech chciał, że do pomieszczenia wbiegł Aden. Jego ubranie i twarz były czarne
od sadzy. W jednej sekundzie mały chłopiec zmienił się w nastoletniego
chłopaka.
- Ten plan był dosyć prosty,
nie uważasz? – Cevil mierzył go wzrokiem i podchodził do niego wolnym krokiem.
- Tak. Ale… - Chłopak spuścił
wzrok na swoje buty.
- Nie ma żadnego „ale”.
Dziewczyna jest nikim, jest słaba, a ty nie potrafisz jej dorwać i
przyprowadzić do mnie?
- Przepraszam. Ten ptak
Shane’a pojawił się znikąd.
Cevil zrobił jeden, duży krok
i znalazł się przed chłopakiem po czym uderzył go otwartą dłonią w twarz. Cios
był tak mocny, że z kącika jego ust popłynęła strużka krwi.
- Jeszcze masz jakieś
usprawiedliwienia? I patrz na mnie jak do ciebie mówię!
Chłopak podniósł wzrok, który
w tej chwili przepełniony był gniewem i bólem. W jego oczach można było
dostrzec wrogie iskry, które sprawiały, że nawet nieustraszony Cevil zrobił
mały krok w tył. Znał tego chłopaka jakiś czas i mimo, że wyglądał niewinnie
mógł komuś bardzo zaszkodzić. Poza przeobrażaniem się w inne osoby, miał
zdolność zadawania bólu, ale objawiało się to tylko wtedy, gdy był zły.
- Nie. – Odpowiedział z
zaciśniętymi zębami.
- To dobrze. Teraz wrócisz
tam i wymyślisz własny plan. A tymczasem zrobimy małą przerwę.
Aden odwrócił się i wyszedł
na zewnątrz. Kiedy znalazł się na powietrzu zaczął biec w stronę lasu.
- Sam sobie wymyślaj plan.
Pieprzę to wszystko.
Na arenie wszyscy dawali z
siebie więcej niż mogli. Każdy walczył o życie własne i swoich przyjaciół.
Wrogów było coraz mniej i wyglądało na to, że zaczynają wygrywać. Nagle niebo
rozbłysnęło jasnym światłem, wszystko wokół ucichło. Potwory rozmywały się w
powietrzu jeden po drugim. Mieszkańcy Drayton byli zaskoczeni, ale dało się
słyszeć westchnienia ulgi. Byli wykończeni. Jeszcze nigdy nie brali udziału w
takich walkach, nie byli do nich przygotowani dostatecznie dobrze.
- Wszyscy do sali! – Głos
Valerie rozniósł się po całej arenie.
Kathy kierując się za resztą
swoich przyjaciół kątem oka dostrzegła ruch na skraju lasu.
- Aden? – Wyszeptała.
Chłopiec stał między drzewami
i trzymał palec na ustach kiwając głową, żeby poszła za nim. Nie była tak
głupia żeby dać się nabrać na kolejne jego sztuczki, wiedziała już co ten
dzieciak potrafi. Jednak kiedy zobaczyła, że zmienia się w wysokiego chłopaka
stanęła jak wryta. Pomyślała, że gdyby nie miał powodu nie wracałby tu i nie
narażał się znów, zwłaszcza, że na arenie byli wszyscy a on sam. Shane, który
szedł kilka kroków z tyłu, nie zauważając, że stanęła wpadł na nią.
- Co jest? – Zapytał
podążając za jej wzrokiem. – Kto to?
- Aden.
Shane nie czekał na więcej i
ruszył w jego stronę. Kathy biegła za nim chcąc go powstrzymać.
- Czekaj! On chyba nie chce
zrobić nam krzywdy.
- Krzywdę to ja jemu zrobię,
jak go dorwę!
Wbiegli do lasu i stanęli
przed chłopakiem, który uniósł ręce do góry, jakby się poddawał. Shane podszedł
do niego szybko i złapał za koszulkę ciągnąc go w górę. Był od Aden’a
przynajmniej o głowę wyższy.
- Nie mam złych zamiarów. –
Mówił spokojnie Aden.
- Jasne. Już ci wierzymy.
- Shane…
- Mówię prawdę! Mam dość
wykonywania jego rozkazów! Chcę wam pomóc.
- To kolejne twoje gierki!
Cevil cię tu przysłał i kazał udawać, że nagle zmieniłeś strony. – Shane puścił
chłopaka i popchnął do tyłu.
Kathy podeszła do nich i
przyglądała się Aden’owi. Zauważyła rozciętą wargę i spuchnięty policzek. Jego
oczy były zaczerwienione, jakby od płaczu. Sama nie wiedziała czemu, ale czuła,
że mówi prawdę.
- Cevil przerwał walkę
wycofując wszystkich, żebyście myśleli, że wygrywacie. Ma to odwrócić waszą
uwagę na jakiś czas. Tak naprawdę wszystko czego chce to jej. – Kiwnął głową na
Kathy.
- Ta, dzięki za informacje.
Ale nadal ci nie wierzymy. Spadaj stąd póki masz okazję.
- Shane. – Kathy odciągnęła
go na bok. – On chyba mówi prawdę. Widziałeś jego sińca?
- Mógł się podłożyć sam, żeby
to wyglądało tak realistycznie.
- Ja mu wierzę.
Shane patrzył na nią, jakby
była duchem. Był zły. Miał zamiar sprać tego gościa i wrócić do sali, ale kiedy
widział jej spojrzenie nie mógł jej się sprzeciwić.
- Dobra. Ale jakby coś z nim
było nie tak, bierzesz winę na siebie.
- Ok. – Posłała mu uśmiech i
zwróciła się do Aden’a. – Aden, możesz iść z nami. Ale jeśli to kolejna
podpucha gorzko tego pożałujesz. – Powiedziała to takim tonem, że Shane’owi
opadła lekko szczęka.
- Nazywam się Caleb. –
Odpowiedział lekko się uśmiechając i wkładając ręce do kieszeni.
Wyszli na arenę nie odzywając
się nawet słowem. Nigdzie nikogo nie dostrzegli, więc pewnie wszyscy byli już w
sali. Skierowali się tam, ale usłyszeli nad głowami jakiś trzepot. Spojrzeli w
górę. Nad ich głowami krążył jakiś cień, który zniżał się coraz bardziej. Im
niżej był tym robiło się zimniej. Z ich ust zaczęła wydobywać się para.
- Daniel. – Powiedział Shane
z nienawiścią w głosie jednocześnie stając przed Kathy.
Po chwili brat Shane’a stanął
przed nimi rozpościerając swoje błękitne skrzydła. Były ogromne. Wydawały się
błyszczeć w promieniach słońca. Kathy zastanawiała się nad tym, jak taki ktoś
jak on, może posiadać coś tak wspaniałego. Skrzydła były tak piękne, że kusiło
ją by je dotknąć.
- I znów się spotykamy. –
Powiedział z szyderczym uśmiechem na ustach.
Shane był już przygotowany na
każdy atak. W jego dłoniach błyszczały czerwone iskry gotowe by strzelać
ognistymi kulami.
- Widzę, że bratacie się z
własnym wrogiem. – Ciągnął dalej patrząc z pogardą na Caleb’a.
- Nie jestem ich wrogiem.
- Niby od kiedy?
- Od teraz. – Odpowiedział
Caleb mrużąc oczy.
Skrzydła Daniela zadrżały, a
na jego twarzy pojawił się grymas oznaczający ból. Zacisnął pięści i napiął
wszystkie mięśnie ciała, byle tylko czuć jak najmniej. Shane skorzystał z
okazji i cisnął w brata kulą ognia. Daniel jednak okazał się bardzo czujnym i
wytrzymałym przeciwnikiem. Odskoczył szybko do tyłu i machnął skrzydłami.
Powiew wiatru jaki wywołał zgasił ogień i odrzucił Caleb’a parę metrów dalej
powalając go na ziemię. Shane cały czas wytwarzał nowe pociski ciskając nimi w
Daniela, ale ten skutecznie je likwidował. Kathy pocierając obie dłonie
próbowała wytworzyć ze swojej mocy cokolwiek, a gdy myślała, że już jej się
udało blask znikał. Zerkała na walczących braci nie poddając się. Shane był
silny, ale widać było, że Daniel jako Anioł ma o wiele większą moc niż on.
Caleb leżał nieprzytomny obok niej, więc nie mogła liczyć na niczyją pomoc.
Musiała się wziąć w garść. Wytworzyła jakąś energię w dłoni i dotykając jej
drugą sprawiła, że rozdzieliła się na dwie części. Podrzuciła nimi, jakby miała
w rękach małe piłeczki. W tej samej chwili usłyszała huk i Shane runął na
ziemię obok Caleb’a. Spojrzała w kierunku Daniela, który szykował się by zadać
jej cios. Rzuciła jedną kulą w tym samym czasie, kiedy on cisnął w nią lodowym
odłamkiem. Oba pociski wpadły na siebie w wyniku czego dookoła nich zaczęła
tworzyć się ogromna, lodowa bańka. Kathy utknęła w niej z Danielem. Cisnęła
drugim światełkiem w ścianę lodu, ale nic się nie stało.
- Lepiej sobie nie mogłem
tego zaplanować. – Powiedział Daniel spoglądając na nią spokojnie.
- Czego ty chcesz? Jesteś po
stronie Cevil’a? – Kathy słyszała głos Shane’a. Walił pięściami próbując się do
nich jakoś dostać. Widziała nawet jak używa swojej mocy, by roztopić lód, ale
nic to nie dało.
- Nie jestem po żadnej
stronie. Chcę twojej mocy wyłącznie dla siebie.
- Dlaczego taki jesteś?
Dlaczego walczysz z własnym bratem?
- Bo jest przeszkodą na
drodze do tego, czego pragnę. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy, więc żaden z nas
nie ma z tym problemu. Całe życie ze sobą rywalizowaliśmy. Jednak ja byłem taki
od urodzenia, nigdy nie byłem…normalny. Shane to inna historia. – Przerwał na
chwilę zastanawiając się nad czymś. – Wiesz co jest najzabawniejsze w tym
wszystkim?
Kathy patrzyła na niego z
przerażeniem. Nie miała pojęcia czego się po nim spodziewać. W jej dłoniach
paliły się białe iskierki.
- Całe swoje nędzne życie
starałem się pozbyć tego. – Wypowiadając te słowa spojrzał z odrazą na swoje
skrzydła. – Chciałem pozbyć się swoich wszystkich mocy, by żyć jak normalny
człowiek. A teraz, zamiast tego, chcę zdobyć twoją świetlną moc. Skoro nie mogę
się niczego pozbyć to może chociaż zdobędę wszystko, prawda?
- Może jest jakiś sposób o
którym nie wiesz. – Kathy postanowiła grać na zwłokę. Miała nadzieje, że Shane
zaraz roztopi lód.
- Próbowałem wszystkiego.
- Może razem jakoś znajdziemy
rozwiązanie. Może Valerie będzie mogła ci pomóc.
- Valerie? Ta idiotka nawet
nie wie, że jej wrogiem jest jej własny mąż.
Daniel zaczął zbliżać się do
Kathy. Wyprostował ręce na boki, równo ze skrzydłami. W jego dłoniach
błyszczały niebieskie odłamki lodu. Kathy robiło się coraz zimniej, jej włosy
pokryte były białym szronem. Gardło ją piekło od wdychanego, mroźnego
powietrza. Coraz gorzej jej się oddychało, oczy zachodziły łzami. Zamarzała.
- Już nie masz nic do
powiedzenia?
Cofnęła się do tyłu uderzając
plecami w lód. Nie miała z nim szans. Jasne iskierki w jej dłoni powoli
znikały. Musiała coś zrobić, bo inaczej tu zamarznie, a drugi raz nie da rady
ich wytworzyć. Użyła więc resztek sił, jakie jej pozostały i machnęła przed
sobą ręką. Na chwilę oślepiło ją biało niebieskie światło. Jej moc musiała znów
zetknąć się z mocą Daniela. Zobaczyła jak lodowa bańka topnieje i upadła na
ziemię tracąc przytomność.
Łał! Udało jej się wytworzyć coś ze swojej mocy! No i ten Aden/Cevil. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jakbym mogła zamknęłabym gdzieś brata Shana. Tylko dwa rozdziały? Dajesz im tak mało czasu ;( Będę tęsknić za tym opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńAden/Caleb * :P Cevil to ten mąż Valerie :D Taki tam szczegół.
UsuńNo niestety tylko dwa już. Chyba ogólnie wypaliło się to opowiadanie w mojej głowie i chyba dlatego wyszło takie krótkie. Ale będę pracowała nad tym drugim i nad tymi duchami. Choć powiem szczerze, że z tymi duchami chciałabym napisać bardziej ambitne, ale ciężko, bo nadal uważam, że brak mi umiejętności :)
Masz niesamowite umiejętności ;) Twoja zdolność wyrabiania się w terminie mi zaimponowała i zaczęłam pisać swoje opowiadanie. Mam postanowienie: strona dziennie ;) Ale na razie nie robię bloga, bo nie jestem pewna jak długo dam radę pisać.
UsuńMiło mi bardzo, że zmotywowałaś się do pisania swojego :) Mam wielką nadzieję, że kiedyś ujrzę to dzieło :P
UsuńJa miałam kilka zaczętych, bo potem pomysły się wypalały. Ten jako jedyny dociągnęłam do końca. Także na spokojnie ;)
O czym były poprzednie opowiadania?
UsuńCiężko powiedzieć, że one w ogóle o czymkolwiek były :P Każdy jaki zaczęłam miał góra 4-5 rozdziały.
UsuńTo zawsze coś.
UsuńCoś by było, jakby coś z nich wyszło :P
UsuńKocham to!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńHejka :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że spóźniona, ale w końcu jestem :)
Cevil to zło wcielone. Ale Daniel jest jeszcze gorszy. W zasadzie obaj są siebie warci.
Świetna była ta scena bitwy, wiele bym dała by móc ją zobaczyć.
Aden okazał się Calebem i opowiedział się po stronie bohaterów. Nie wiem co o nim myśleć, czy można mu ufać? A być takim słodkim dzieciaczkiem ;)
Końcówka zatrważająca. Jezu, mam nadzieję że Kathy i Shaneowi uda się pokona tego drania Daniela. Strasznie się boję że on obierze moc Kathy, mam nadzieję, że nie zdąży!
Rozdział genialny, uwielbiam tę historię. Jaka szkoda, że to już koniec powoli.
Ściskam mocno i w wolnej chwili zapraszam do mnie.