05 lutego 2014

Rozdział 5


Shane poszedł prosto do swojego pokoju, rzucił kurtkę na podłogę i usiadł przed oknem. Miał w zwyczaju tak siadywać, kiedy przytrafiło mu się coś dziwnego, nieoczekiwanego. Od pierwszej chwili, kiedy zobaczył tą dziewczynę nad jeziorem, wydawało mu się, że skądś ją zna. Na pewno nie znał jej osobiście. Nie była stąd i nie chodziło o fakt jej wczorajszego przyjazdu tutaj. Była zupełnie inna od ludzi, którzy tu mieszkają. Zbyt zszokowana tym co zobaczyła. Próbował sobie w głowie przypomnieć wszystkie twarze nowo poznanych osób, przypadkowych obcych, których mijał, ale nie potrafił nigdzie dopasować tej dziewczyny.
- Szlag by to! – Krzyknął wstając z fotela.
Wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Skręcił od razu w prawo, gdzie znajdywała się kuchnia. Podszedł do lodówki, wyciągnął sok pomarańczowy w kartonie i kiedy zaczął pić, zauważył, że nie jest sam. Zaczął się krztusić, więc odstawił sok na szafkę.
- Co tu robisz?
- Byłam tu pierwsza, więc nie mów, że cię śledzę. – Odezwała się spokojnie Kathy.
- Jest wcześnie. Nie powinnaś może jeszcze spać?
- Jakbyś nie zauważył już od dawna nie śpię.
Kathy siedziała na parapecie i wpatrywała się w krajobraz za oknem. Robiło się już jasno. Niedługo pewnie wszyscy wstaną, więc nie było sensu żeby się kładła z powrotem. Zresztą i tak by już nie zasnęła. Nie po tym jak zobaczyła płonącego ptaka. Przyłapała Shane’a na przyglądaniu się jej. Nie przejął się tym. Wydawał się teraz zamyślony i sprawiał wrażenie, jakby patrzył na nią, ale jej nie widział. Zaczęła się wiercić, bo zrobiło jej się głupio. Miała już coś powiedzieć, ale ją uprzedził.
- To ty…
- Słucham?
Chłopak zaczął do niej powoli podchodzić, wciąż wlepiając w nią wzrok. Stanął obok, a kiedy zwróciła się w jego kierunku, promienie słońca przebiły się przez szare chmury i padły prosto na nich. Zamknęła na chwilę oczy, pod wpływem nieoczekiwanego blasku, a kiedy je otworzyła zauważyła dłoń Shane’a tuż przy swojej twarzy.
- Co ty robisz? – Zapytała odsuwając się trochę do tyłu.
Chłopak zmieszał się na kilka sekund. Cofnął się o krok przybierając swój zwyczajny wyraz twarzy.
- Nic. Po prostu wydawało mi się, że cię znam.
- To chyba mało prawdopodobne. Pamiętałabym cię. – Kiedy spojrzał na nią z błyskiem w oku pożałowała tych słów, bo wiedziała jak to zabrzmiało. – Nie żeby było co pamiętać.
- Cześć wam. Widzę, że poznałaś ostatniego mieszkańca tego domu. – Do kuchni wszedł rozpromieniony Lane, a za nim Kristan.
Ten drugi posłał jej swój czarujący uśmiech, a Shane’a obrzucił pogardliwym spojrzeniem.
- Wyspałaś się? – Zapytał Kristan, siadając przy stole naprzeciwko.
- Powiedzmy. – Odwzajemniła uśmiech i zerknęła na Shane’a, który ciągle stał obok niej, ale już nie wpatrywał się w nią.
Po paru minutach w kuchni pojawiły się Cleo i Selma. Były kompletnie niewyspane. Wyglądały gorzej od Kathy, która nie spała pół nocy. Lane przygotował dla wszystkich naleśniki z syropem klonowym. Kathy miała okazję poznać trochę swoich współlokatorów. Cleo była wygadaną dziewczyną. Sprawiała wrażenie osoby, której nie da się wciskać byle jakich kitów. Czasem była zbyt ironiczna, ale dało się to znosić. Selma była jej przeciwieństwem. Spokojna, trochę nieśmiała, ale pogodna. Kristan’a rozgryzła już wczoraj jak tylko się z nią przywitał. Typowy podrywacz, zły, kiedy w jego zasięgu znajdował się inny chłopak. Zagadką dla niej był Lane, który cały czas uśmiechał się i czasem kręcił głową zerkając na któregoś z mieszkańców, nawet kiedy nic nie mówili. Cleo zauważyła pytający wzrok Kathy.
- Nie zwracaj na niego uwagi. – Wskazała palcem Lane’a. – On tylko czyta w myślach.
- Że co? – Poczuła się jak idiotka. Wszyscy spojrzeli na nią, jakby zobaczyli zielonego ludzika.
Selma nerwowo poruszyła się na swoim krześle, przyjrzała się jej i westchnęła.
- Ona chyba nie ma o niczym pojęcia. – Powiedziała cicho.
- Jak to nie? – Cleo zaczynała się denerwować. Wstała ze swojego miejsca i chodziła teraz w kółko.
Shane po zjedzeniu naleśników cały czas stał pod ścianą z założonymi rękami. Znów się w nią wpatrywał.
- Nie chyba. Ona nic nie wie. – Powiedział Lane. Oparł dłonie na stole i chwile milczał. Nie uśmiechał się już. Był dziwnie poważny. – Jest tu, bo Valerie, coś w niej dostrzegła.
- Możecie mi powiedzieć o czym mówicie? – Kathy uderzyła ręką w blat. Miała dosyć tego, że coś o niej wiedzą, mówią o niej, jakby jej tu nie było.
- Drayton to miejsce dla osób posiadających pewne zdolności, magiczne moce. Valerie ściągnęła cię tu, bo uważa, że masz takie.- Wyjaśnił powoli Lane.
- Nie, to chyba jakiś sen jest. Albo to przez niewyspanie. Wydaje mi się, że to mówicie, a naprawdę mówicie coś innego.
Kristan złapał ją za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
- To wcale nie jest sen. – Wyszeptał. – Choć nie jedna wiele by dała, żeby śnić o mnie. – Wyszczerzył zęby, za co dostał w tył głowy od Cleo.
- Kathy. – Zaczął znowu Lane. – Każde z nas tutaj, w całym Drayton, ma jakąś moc. Ja, jak już wcześniej powiedziała Cleo, czytam w myślach. Nie patrz tak na mnie. Nie cały czas, tylko kiedy muszę, lub mam ochotę. Cleo.
Na dźwięk swojego imienia dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłoń. Przez chwilę nic się nie działo, ale po paru sekundach z jej dłoni zaczęły sypać się iskry. Wyciągnęła drugą rękę i w tej chwili jej dłonie połączyły małe, cienkie błyskawice, pioruny, nitki prądu, czy jak to można inaczej nazwać. Pstryknęła palcami i wszystko zniknęło.
- Selma.
Kathy wpatrywała się z ogromną ciekawością i wyczekiwała znów czegoś nadzwyczajnego. Jednak nic się nie działo. Spojrzała Selmie w oczy, a ta tylko kiwnęła lekko głową dając jej do zrozumienia, żeby spojrzała w bok. Kathy odwróciła się i przed oczami miała teraz fruwającą doniczkę z kwiatem. Unosiła się w górę i opadała w dół, kręciła się, by potem stanąć na stole przed nią.
- Kristan.
Chłopak z pewnością siebie dotknął jednym palcem ziemi w doniczce. Kwiat usechł. Kiedy Kathy na niego spojrzała z przerażeniem, ten uśmiechnął się wesoło i znów dotknął ziemi. W mgnieniu oka kwiat ożył i wyglądał lepiej niż wcześniej.
- Shane pewnie nie będzie chciał się chwalić, ale posługuje się…
- Ogniem. – Dokończyła za niego Kathy.
- Skąd wiesz? – Zapytała Cleo. – Może też czytasz w myślach?
- Nie, nie. Ja… - Spojrzała zaniepokojona na chłopaka pod ścianą. Wydawało jej się, jakby lekko pokręcił głową. – Zgadywałam.
- Całkiem trafnie. – Podsumował Lane znów się uśmiechając.
W tej chwili Shane wyszedł. Kathy zrobiło się trochę przykro. Może czuła się tak, bo to u niego pierwszego zobaczyła te „zdolności” i miała nadzieję, że znów zobaczy Feu.
- Trochę potrwa zanim dowiemy się jaką ty masz moc, Kathy. Nie masz się czego bać. Wszyscy w Drayton są po jednej stronie. Spotkasz ludzi, którzy wywołują wichury, powodzie, ale też takich, którzy świetnie strzelają z łuku, czy walczą wręcz.
- To są jakieś inne strony?
- Jak zawsze. – Uśmiechnął się Kristan. – Dobra i ta zła.


3 komentarze:

  1. Świetne. Czekam na ciąg dalszy. Chyba wiem co ona robi. Zdradzono to już wcześniej. Prawda? Od razu widać, że to będzie coś ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Kochana~!

    Bardzo fajny rozdział. Poznajemy bardziej bohaterów i wiele wyjaśnia. Ale powiem szczerze, że ja wiedziałam, że to szkoła dla "tych magicznych", jakoś tak się domyślałam. Kathy ma wreszcie szansę poczuć się częścią pewnej społeczności, gdzie nie jest inna, wyobcowana. Fajne było to, że przedstawiłaś moc każdego.
    Wciąż nie mogę rozgryźć Shane'a. Czuję, że Kathy jest w jakiś sposób nim zaintrygowana, ale nie mam kompletnie pojęcia skąd ta oziębłość chłopaka. Niemniej nie mogę doczekać się chwili, aż dowiemy się jaką tak naprawę moc na Kathy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy