Tak więc mamy 10 rozdział.
Mam nadzieje, że cieszycie się tak samo jak ja, bo szczerze mówiąc sama nie mogę czasem się doczekać, żeby dodać nowy rozdział :) Niestety termin to termin i nie ma przebacz ;)
Obiecałam niespodziankę i oto ona.
Postanowiłam założyć drugiego bloga, gdzie będę umieszczała inne moje opowiadania. Możliwe, że tam rozdziały będą pojawiać się częściej :) Oby komuś chciało się czytać :)
ZAPRASZAM
PS. Szablon zostaje (6 głosów było za zmianą, 8 głosów za zostawieniem obecnego) ;)
PS. Szablon zostaje (6 głosów było za zmianą, 8 głosów za zostawieniem obecnego) ;)
______________________________________________________________
Poza granicami Drayton zapadał właśnie
zmrok. Niebo było czarne jak smoła i żadna gwiazda nie odważyła się na nim
zabłysnąć tej nocy. W oddali majaczyły szczyty gór, przysłoniętych teraz
mroczną, szarą mgłą, która jakby chciała zamaskować wszelkie tajemnice jakie
tam się kryły. Jeśli ktoś się uparł, mógł dostrzec poniżej szczytu blady,
niknący blask. To tam, na skalnej półce, która prowadziła do jaskini, stał
ktoś, kto bardzo chciał przejąć coś, co nie należało do niego. Pragnął posiąść
największą moc, która przyczyni się do zdobycia władzy nad wszystkimi. Od
dawna, zanim się tu znalazła, obserwował tą dziewczynę. Tą bezbronną,
niezdającą sobie sprawy z niczego Kathy. Zanim tu dotarła nie wiedziała, że
posiada jakąkolwiek moc. Była łatwym celem. Ale wtedy wolał poczekać, sprawdzić,
czy aby na pewno ma rację, czy na pewno to ona. Teraz żałował widząc, jak
zaczęła się rozwijać jej świadomość. Jeśli dalej będzie zwlekał ze swoim
niecnym planem, straci swoją szansę. Straci wszystko na co tyle czekał.
Przejechał dłonią po swoich srebrno szarych włosach w zamyśleniu. Usłyszał za
sobą wolne kroki.
- Panie. – Odezwał się młody chłopak.
Nowicjusz. Nawet nie wiedział dlaczego go tu jeszcze trzyma. Odwrócił się do
niego powoli i spojrzał prosto w oczy ze swoim kamiennym wyrazem twarzy. – Nasz
plan się nie powiódł. Nie spodziewaliśmy się takiej obrony. – Wydukał
spuszczając głowę.
- Nic bardziej mylnego. Może i udało im
się obronić, ale przynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy.
Młody chłopak spojrzał pytająco na
swojego Pana, który teraz uśmiechał się złowrogo.
- Nie rozumiem… - zaczął po cichu.
- Jeszcze wiele musisz się nauczyć o
wojnie. Żeby ją wygrać, musisz poznać swojego wroga. Musisz wiedzieć jak jest
silny, ale musisz też poznać jego słabe punkty. – Przy tych słowach spojrzał w
kierunku Akademii i po chwili ciszy dodał – I tutaj mam idealne zadanie dla
ciebie.
Podszedł do chłopaka, wbił palce w jego
ramię mówiąc, co ma zrobić i co mu grozi jeśli nie wypełni swojego zadania.
Kathy, Cleo i Selma siedziały przy
fontannie, naprzeciwko głównego budynku, w którym znajdował się gabinet
Valerie. Cleo malowała sobie paznokcie krwisto czerwonym lakierem, Selma
ćwiczyła lewitację kamyków, a Kathy rozglądała się dookoła. Obok każdej stał
kubek z kawą, którą zamówiły sobie w kawiarence. Wydawało się, jakby znały się
od lat i spędzały tak każde południe. Kathy miała wrażenie, jakby wczorajszy
dzień był tylko złym snem. Siedziała teraz z dziewczynami zupełnie oderwana od
tego świata. Miała wrażenie, że w tej chwili są zwykłymi nastolatkami
nieposiadającymi żadnych nadprzyrodzonych zdolności.
- Kathy. Powiedz no mi. Jakich lubisz
chłopaków? – Zapytała Cleo przerywając na chwilę malowanie paznokci. – Wpadł ci
jakiś w oku tutaj?
- Co? Nie. Nie mam sprecyzowanego typu.
- Jasne, jasne. Przyznaj się, że lecisz
na Shane’a.
- Nie lecę na niego! Nawet nie jest w
moim typie.
- Przed chwilą powiedziałaś, że nie
masz sprecyzowanego.
Kathy popatrzyła na Selmę szukając u
niej wsparcia, ale ta tylko wzruszyła niewinnie ramionami uśmiechając się pod
nosem.
- Bo nie mam, ale gdybym miała.
- Oj coś kręcisz. Ja tam widzę co się
święci. Że niby to całe przyciąganie? To tylko wymówka. Zauważyłam jak na niego
patrzysz. – Ciągnęła dalej Cleo. Jak widać to był jej ulubiony temat do rozmów.
- Jak na wszystkich.
- To na mnie tak nie patrz lepiej, bo
sobie jeszcze coś pomyślę. – Posłała Kathy kuksańca jeszcze nieumalowaną ręką.
- Może lepiej powiedz co cię łączy z
Kristanem? Myślisz, że nie widać tego piorunującego spojrzenia w twoich oczach?
Cleo otworzyła usta po czym je zamknęła
nie wiedząc co powiedzieć, na co Kathy roześmiała się głośno.
- Piorunujące może i jest. Ale ten
koleś trochę mnie irytuję. Taki pozer z niego.
- Kto się czubi ten się lubi nie?
- Selma, a jak jest z tobą? Którego
woli nasza cicha przyjaciółka? Ognistego buntownika, ziemskiego podrywacza, czy
może kogoś starszego, przenikającego do naszych myśli?
Selma zerknęła najpierw na Cleo a potem
na Kathy, na co ta druga wzruszyła tylko ramionami i wystawiła język. Nie
spodziewała się, że po tym geście dostanie w nos maleńkim kamyczkiem.
- Ej! Za co?
- Ja się nie rozglądam za chłopakami. –
Powiedziała ledwo słyszalnie Selma. Jej rude loki opadały na twarz, którą
pokrył lekki rumieniec. Nie umknęło to czujnemu oku Cleo.
- Nasza mała Selma się rumieni! –
Zapiszczała. – To znak, że kłamiesz. Mów mi tu zaraz który to.
Nagle cała trójka uciszyła się słysząc
podniesione głosy. Rozejrzały się i dostrzegły Valerie rozmawiającą z jakimś
mężczyzną. Był od niej wyższy o głowę. Jego włosy zaczesane były do tyłu tak
idealnie, że żaden włosek nie miał prawa wystawać gdzieś w bok. Szerokie barki,
wąskie oczy i ciemne brwi sprawiały, że nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
Obserwowały ich póki nie skończyli rozmawiać i mężczyzna się nie oddalił.
Valerie chwilę odprowadzała go wzrokiem a potem spojrzała w ich stronę.
Dziewczyny natychmiast zaczęły rozglądać się dookoła udając, że nic nie
widziały. Oczywiście nie wyszło im to najlepiej. Kiedy spojrzały znów na nią,
szła w ich stronę, ale nie sama. Trzymała za rękę małego chłopca. Kathy patrząc
na niego nie mogła powstrzymać myśli, że nigdy nie widziała słodszego dziecka.
Lekko falujące włosy opadały mu na czoło, a w jego brązowych oczach nie było
nic innego poza smutkiem. Wyglądał tak, że miało ochotę się go przytulić i
powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Odgoniła od siebie te myśli.
- Witam was dziewczyny. – Przywitała
się, jak zawsze miło, Valerie.
- Dzień dobry pani. – Odpowiedziały
razem.
- Mam do was przeogromną prośbę skoro
już tutaj jesteście. To jest Aden. – Spojrzała na małego chłopca. – Od dziś
będzie członkiem Drayton. Chciałabym żeby zamieszkał w waszym domu.
- Ale u nas nie ma już miejsc. –
Zaprotestowała Cleo. – Mamy przecież komplet.
- Tak, wiem. Wszędzie jest komplet.
Myślę jednak, że u was będzie mu najlepiej, ponieważ jesteście jednymi z
młodszych mieszkańców i być może z wami szybciej się przystosuje.
- Ten mężczyzna go przyprowadził? –
Wypaliła bez zastanowienia Selma.
Valerie popatrzyła na nią z uśmiechem.
- Tak. Spotkał go błąkającego się
samotnie. Podobno przejawia pewne zdolności, dlatego przyprowadził go do nas.
Jest nieśmiały i niewiele mówi.
Chłopiec, Aden, puścił dłoń Valerie,
podszedł prosto do Kathy i wcisnął się jej na kolana. Dziewczyna spojrzała
pytającym wzrokiem na Valerie, która wydawała się być zaskoczona zachowaniem
chłopca.
- Zaprowadźcie go do Lane’a i
przekażcie mu ten list. – Wręczyła kopertę Kathy, która wstając postawiła
chłopca na ziemi.
Dziewczyny wymieniły spojrzenia,
spoglądając na oddalającą się Valerie. Cleo ukucnęła przed Aden’em i wyciągnęła
do niego rękę.
- Cześć Aden. Jestem Cleo. – Chłopiec
cofnął się za Kathy obejmując jej nogę rączkami. Cleo cofnęła rękę uśmiechając
się dalej. – To jest Selma. – Wskazała palcem za siebie. – A to Kathy.
Aden popatrzył w górę i zamrugał parę
razy oczami. Już nie były takie smutne. Na ustach także pojawił się blady
uśmiech. Zaprowadziły go do siebie opisując po drodze, gdzie co się znajduje.
Chłopiec nie wyrażał żadnego zainteresowania. Trzymał się kurczowo Kathy i
chyba nie miał zamiaru jej nigdy puszczać. Kiedy weszły do salonu zastały
siedzącego na fotelu Kristana czytającego książkę. Podniósł na nie wzrok a po
chwili przeniósł go na młodego przybysza chowającego się za nogą Kathy.
- No pięknie. Czyjej dzieciak? –
Zapytał wyszczerzając swoje idealnie białe zęby.
- Może twój. – Odpowiedziała Cleo
kierując się do kuchni. Wróciła z kartonikiem mleka czekoladowego. Podała go
chłopcu, który niechętnie go od niej wziął, ale zaczął pić.
W salonie pojawił się Shane. Zlustrował
Aden’a od góry do dołu i zmrużył oczy.
- Co to za dzieciak?
- Valerie kazała nam go wziąć do
siebie. Ponoć posiada zdolności. Błąkał się gdzieś i jakiś facet go
przyprowadził do nas. – Streściła sytuację Kathy. – Gdzie Lane?
- Gdzieś wybył. – Kristan odłożył
książkę i wstał. – Cześć mały. Jestem Kristan.
Chłopiec popatrzył na niego i nagle się
rozpłakał. Podbiegł do Shane’a obejmując jego nogę.
- Co jest do cholery? – Zapytał Shane
podnosząc ręce do góry w geście obrony.
- Hamuj język przy dziecku! – Krzyknęła
Cleo.
- To chyba mamy w domu rodzinkę. – Zażartował
Kristan patrząc na Kathy i Shane’a.
- Daruj sobie. Może go ktoś ode mnie
zabrać?
- Co? Boisz się dzieci? – Zapytała
rozbawiona tą sytuacja Cleo.
Kathy podeszła do chłopca i biorąc go
na ręce spojrzała na Shane’a. Dostrzegła w jego oczach zmieszanie, a może nawet
był zawstydzony.
- Jesteś głodny? – Aden pokiwał głową,
ocierając oczy dłonią. – To zrobimy ci kanapki z dżemem morelowym. – Kiedy
ruszyła w stronę kuchni, chłopiec złapał Shane’a za rękaw.
- Ja nie jestem głodny. – Powiedział
delikatnie odczepiając dłoń dziecka od swojej koszulki.
Po niedługim czasie wrócił Lane, który
czytając list od Valerie, wytłumaczył im, że mężczyzna, który przyprowadził
Aden’a był mężem Valerie. Chcieli czy nie, musieli zająć się chłopcem.
W tym samym czasie, pod szczytem góry,
znikała wodna kula ukazująca w swoim środku Kathy i Aden’a. Z twarzy mężczyzny
nie schodził szyderczy uśmiech. W wyobraźni widział już swoje zwycięstwo. Nie
spodziewał się, że będzie to takie łatwe.
- Nieźle się spisałeś dzieciaku. Oby tak dalej. - Powiedział w przestrzeń i zniknął w jaskini.
______________________________________________________________
A to jeszcze nie koniec! Myśleliście, że już?
Oto druga niespodzianka, jaką przygotowałam dla moich wiernych czytelników :P
______________________________________________________________
Rozdział 11
Kathy
obudziła się przed świtem. Wstając z łóżka o mało nie wpadła na Aden’a, który
spał tuż obok. Lane był tak miły, że załatwił skądś małe łóżko dla niego. Nie
cieszyła ją wizja mieszkania w jednym pokoju z obcym chłopcem, ale nie bardzo
miała inne wyjście. Aden dziwnym trafem upodobał sobie właśnie ją i kiedy
chcieli umieścić go w innym pokoju, zaczynał płakać. Na szczęście dał się
uprosić, żeby spał w nowym łóżku a nie w jednym z nią. Długo nie mogła zasnąć,
bo bez przerwy wpatrywał się w nią tymi dużymi, brązowymi oczami. Może i był
słodkim dzieckiem, z wyglądu, ale za to trochę upierdliwym. Nie miała
doświadczenia w niańczeniu dzieci. Nawet wydawało jej się zawsze, że one za nią
nie przepadają. Bardziej od niej nawet nadawała się do tego Cleo, która
wczorajszego wieczora cały czas starała się zaprzyjaźnić z tym malcem. Drugą osobą
do której się przyczepił był, ku zaskoczeniu wszystkich, Shane. Czasem, kiedy
Aden odrywał się od Kathy, biegał za Shane’m, który nie kwapił się do tego, by
poświęcić mu choć najmniejszą część swojej uwagi. Zachowywał się, jakby małego
w ogóle nie było w domu, ignorował go, czasem na niego wpadał nie zauważając
go. Aden jednak się nie poddawał i co chwilę łapał Shane’a za spodnie, szarpiąc
tak mocno, że nie raz już by je z niego zciągnął. Czasem wyglądało to
komicznie. Kathy jednak, chyba jako jedyna, widziała nie raz ciekawość w oczach
Shane’a. Sprawiał wrażenie, jakby mały w ogóle go nie interesował, ale były to
tylko pozory. Przykryła Aden’a szczelniej kołdrą i poszła do łazienki się
ubrać. Wpadła dziś na pewien pomysł. Wszyscy jeszcze spali, więc wyszła z domu
po cichu, kierując się przez las do szklarni. Szła ostrożnie, zapamiętując
wszystkie szczegóły po drodze, na wypadek, gdyby się zgubiła. Kiedy doszła na
miejsce, zdała sobie sprawę na co się porywa. Ostatnim razem była tutaj o
zmroku, niewiele było widać, bo płomyki Shane’a nie oświetliły całego miejsca.
Szklarnia wydawała się o wiele większa niż wtedy, bardziej zrujnowana i
zapuszczona. Nadal jednak miała swój urok. A dzisiejszego dnia, Kathy
postanowiła przywrócić jej choć odrobinę dawnej świetności. Zabrała ze sobą
najbardziej potrzebne rzeczy, jakie tylko znalazła u nich w domu. Grabie,
wiaderko, rękawiczki, małą łopatę, kilka paczek nasion, których nie znała, ale
ze zdjęć wywnioskowała, że wyrosną z nich ładne kwiaty. Odwiesiła bluzę na najniższą
gałąź i zabrała się do pracy. Obeszła całą szklarnię dookoła oceniając ile da
się zrobić i co konkretnie można zrobić. Wyrywała największe chwasty na głównej
dróżce, wrzucała kamienie i kawałki gałązek do wiaderka. Po jakimś czasie
wstała i rozejrzała się na efekty, które jak się okazało, były mniejsze niż się
spodziewała. Ogarnęła tylko jedną dróżkę z trzech, ale przynajmniej odkryła, że
pod chwastami znajdują się płaskie kamienie, stanowiące jakby część chodników
tutaj. Nie poddawała się jednak i wzięła się za kolejną dróżkę. Kiedy wyrywała
dziko rosnącą trawę, na półce nad nią przysiadł czerwony ptak.
-
Feu? Co ty tutaj robisz? – Podniosła się otrzepując kolana i przecierając
spocone czoło.
Ptak
zaćwierkał radośnie po czym odfrunął do wyjścia w którym stał Shane opierający
się o kamienną ściankę, tworzącą nad jego głową łuk. Stał tak z założonymi
rękoma i się uśmiechał. A raczej powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
-
Co? – Zapytała Kathy. – Zielona jestem?
-
Nie do końca zielona. – Powiedział bliski wybuchnięcia.
Kathy
podniosła z ziemi kawałek szkła i spojrzała w swoje odbicie. Na czole rozciągał
się gruby, ciemny od ziemi pas. Koniec nosa te miała brudny. Jęknęła po cichu,
wycierając się rękawem. Musiała się pogodzić ze swoją brudną twarzą, bo nie
dało się wszystkiego dokładnie wytrzeć.
-
Też byś był brudny w takiej sytuacji. – Odezwała się chłodno.
-
Co ty właściwie tu robisz?
-
Zabijam nudę.
-
Bawisz się w ogrodnika?
-
Możliwe. A co? Chcesz pomóc?
Spodziewała
się, że prychnie i powie coś w stylu „to nie robota dla mnie”, ale zdjął czarna
kurtkę i podwinął rękawy.
-
Możemy pomóc jak już. – Powiedział i przyciągnął Aden’a do siebie, którego
wcześniej Kathy w ogóle nie zauważyła. – Płakał, bo nie mógł cię znaleźć.
Pomyślałem, gdzie możesz być o tej porze i wziąłem go ze sobą. Jest straszną
beksą. – Dodał patrząc na niego z rozbawieniem.
-
Nie mów tak. Jest jeszcze mały.
-
Mały to był może jakieś trzy lata temu. Teraz to już kawał byka.
Aden
wydawał się nie przejmować tym, że jest delikatnie obrażany. Ruszył w stronę
Kathy, prawie biegnąc. Potknął się o wystający kamień, ukryty w gęstej trawie i
upadł na kolana. Już miała do niego podejść, ale Shane był szybszy. Podniósł
chłopaka na ręce i posadził na jakimś stole. Podciągnął mu nogawki tak żeby
odkryć całe kolana. Jedno było lekko czerwone, ale z drugiego leciała krew.
Shane wyciągnął z kieszeni czystą, wilgotną chusteczkę i … bandaż.
-
Widzę, że jesteś przygotowany na wszystko. – Powiedziała Kathy przyglądając się
jak Shane wyciera delikatnie kolano chłopca i owija je bandażem.
-
Jest beksą i chodzi jak pokraka.
Nie
było sensu zaprzeczać, bo chyba rzeczywiście tak było. Kathy była pełna
podziwu. Wczoraj wieczorem Shane traktował go jak powietrze, a teraz z
uśmiechem na ustach owijał chłopcu zranioną nogę. Wydawał się trochę
zatroskany. Dzieci zmieniają chyba ludzi pomyślała. Do późnego południa
ogarniali zrujnowaną szklarnię. Odkryli kilka doniczek, w których rosły nowe
pąki kwiatów. Odstawili je na bok, żeby przypadkiem ich nie wyrzucili. Kiedy
skończyli szklarnia wyglądała o wiele lepiej. Dwie ręce to sześć, więc poszło
im szybciej, niż jakby Kathy miała samo wszystko zrobić. Wprawdzie Aden czasem
więcej szkodził niż pomagał, ale liczą się przecież chęci.
-
Nie mogłaś poprosić Kristana, żeby ci w tym pomógł? – Zapytał Shane, kiedy
stali i podziwiali swoją pracę.
-
Nie. Chciałam sama się tym zająć.
-
Czyli nie byliśmy ci potrzebni? – Shane objął ramieniem Aden’a i obaj zrobili
smutne miny. Kathy o mało się nie roześmiała na ten widok.
-
Chodziło mi o to, że bez nadprzyrodzonych mocy.
Siedzieli
teraz przed szklarnią i zajadali się kanapkami, które Shane przyniósł. Aden
jednak był tak zmęczony, że zasnął z głową na kolanach Kathy.
-
Nie uważasz, że powinniśmy poćwiczyć, wiesz co? – Zapytała nagle.
-
Co?
-
No to całe przyciąganie. Valerie mówiła wprawdzie, że nie się opanować tej
mocy, ale może gdybyśmy spróbowali…
-
To chyba nie jest najlepszy pomysł. – Shane nagle zmarkotniał. Patrzył teraz
zamyślony gdzieś w głąb lasu. – Tamci ludzie zginęli.
- Zginęli,
bo nad tym nie panowali. Może gdybyśmy ćwiczyli, jakoś dalibyśmy radę. W końcu
to tylko jakaś tam moc, która sama w sobie nas w siebie nie wciągnie.
-
Kathy… - zaczął powoli patrząc jej w oczy – nie chcę żeby coś się złego stało
tylko dlatego, że chcemy poćwiczyć.
-
Nic się nie stanie.
-
Nie wiemy tego.
-
Obiecuję. – Uśmiechnęła się delikatnie do niego wyciągając rękę w jego stronę.
Shane
popatrzył na jej dłoń ze smutkiem w oczach, ale zdjął swoją rękawiczkę. Powoli
zbliżyli dłonie. Zanim ich palce się dotknęły poczuli ciepło rozchodzące się po
całym ciele. Shane popatrzył na Kathy niepewnie, ale ona tylko zachęciła go
kiwnięciem głowy. Wystarczyło tylko, żeby końce ich palców się dotknęły.
Ciepło, jakie czuli zamieniło się w gorąco i delikatnie kłucia. Między ich
dłońmi widać było jasny blask, który z sekundy na sekundę jaśniał coraz
bardziej. Kathy sama nie wiedziała co ma robić, nie panowała nawet nad swoją
własna mocą, a co dopiero nad tym. W głębi serca czuła, że nic im nie będzie.
Splotła swoje palce z palcami Shane'a i natychmiast w niebo wystrzelił słup
światła. Wyciągnęła do niego drugą rękę. W jego oczach dostrzegała teraz tylko
strach. Nie wiedziała czemu, ale ona nie bała się wcale. Ciepło, które czuła w
całym ciele było tak przyjemne, że nie chciała, żeby znikało. Chciała aby
trwało wiecznie. By ta chwila trwała wiecznie. Dostrzegła, że Shane unosi
drżącą rękę w jej stronę. Jednak nie złapał jej dłoni, tylko próbował rozłączyć
już splecione ręce. Po tym wszystko przed jej oczami rozlało się w białym
świetle i nić poza nim już nie widziała.
Oboje
nie wiedzieli, że cały ten czas są obserwowani przez tajemniczego mężczyznę,
spod szczytu góry. W tej chwili na jego twarzy nie widniał szyderczy uśmiech,
ale malowała się obawa i zamyślenie. Machnął ręką nad wodnista kulą i skierował
się do jaskini. Przeszedł przez tunel pogrążony w zupełnym mroku i wyszedł do
rozległego pomieszczenia. Środek jaskini, wcale nie przypominał jaskini.
Wyglądał jak zwykłe pomieszczenie, tyle, że zbudowane z marmuru. Na samym
środku stał okrągły stół z ciemnego, potężnego drewna. Naprzeciwko pod ścianami
ustawione były regały z pozłacanymi księgami. Po obu stronach znajdowały się
mosiężne drzwi. Mężczyzna podszedł do stołu i spojrzał w otwartą na nim księgę.
Przeczesał palcami włosy i uderzył otwarta dłonią w blat.
-
Coś tu jest nie tak. – Wyszeptał do siebie. – Skoro ta cała Kathy ma być
Świetlną dziewczyną, to dlaczego jest tak słaba, że mdleje pod wpływem tej
mocy.
Spacerował
dookoła stołu wpatrzony w podłogę. Coś go dręczyło ale sam nie wiedział co.
Dzięki dzieciakowi dowiedział się chociaż o jednym słabym punkcie, którym była
ta dwójka.
- A
może… - Zaczął znów szeptać, ale szybko otrząsnął się z tej myśli, bo wydała mu
się zbyt absurdalna.
kocham
OdpowiedzUsuńNo błagam! Przerywać w takim momencie! Serca nie masz?!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ona go „lubi” !!! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam!
Np i ten dodatkowy rozdział! Bosko! Dlaczego ona zemdlała? Co się stanie?
Od razu wiedziałam, że z tym dzieckiem jest coś nie tak! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! Świetna historia. To takie cudowne! A co za super niespodzianki!
Kocham! Kocham! Kocham!
Mam pół serca za to, że dodałam dwa w jednym :D Przecież Aden jest takim słodziakiem.. :D
UsuńNo dobra... Ale to nie zmienia faktu, że jesteś wredna! Teraz jeszcze trudniej będzie mi wytrzymać do następnej soboty!
UsuńAden może i jest słodki, ale jest na usługach wroga ;)
Co to za myśl tego... kogoś? Strasznie mnie to intryguje o.O
Czy z tego wydarzenia wyniknie... problem? No... bo ona zemdlała. Fajnie, że Shane jej pomógł w szklarni. Aden mnie szczerze mówiąc trochę wkurza, bo nie mogą być przez niego sami.
To w ramach czekania zapraszam do tego drugiego bloga (http://nolca.blog.onet.pl), bo może dziś lub jutro pojawi się pierwszy rozdział ;) I może nastepny będzie Cię intrygował :P
UsuńKurde, jestem wredna :( Wiem! :D Ta myśl ostatnia tego kogoś jest bardzo ważna, ale to się okaże dopiero później, praktycznie pod koniec :P
No, a ile jeszcze do końca?
UsuńA tak w ogóle, to o czym jest ten drugi blog?
Nie mam pojęcia ile jeszcze. Trochę trzeba namieszać :P Piszę rozdziały na bieżąco, więc nawet nie potrafię powiedzieć ile mniej więcej ich będzie.
UsuńNa drugim pojawił się dziś pierwszy rozdział. Szczerze mówiąc, jak napiszę o czym dokładnie jest to będzie wszystko wiadomo od samego początku :P Ale też fantastyka, dwóch chłopaków z tajemnicą, jedna dziewczyna, która nie wie kim jest (podobnie jak Kathy) :)
Czyli mi się spodoba ;)
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi się wydaje, że ten facet w jaskini, co spiskuje, to brat Shane'a? Nie wiem czemu, ale tak mi się jakoś skojarzyło, bo to przecież negatywna postać. Jestem ciekawa czy mam rację.
Ciekawa jestem co to za podstęp. Wysłał Adena na przeszpiegi, tak? No trzeba przyznać, że chłopczyk jest niezwykle słodki, aż cukrzycy można się nabawić. ALe czy on jest chociaż prawdziwy? I jaka jest jego rola?
Dziewczyny zdają się zauważać, że Kathy leci na Shane'a. Może ona sama jeszcze tego nie wie, ale i ja uważam że coś się święci. Nie mogę się już tego doczekać!
Trzeba przyznać, że scena w szklarni była niezwykle słodka, znakomicie Ci wyszedł. Shane pokazał się z tej fajnej, opiekuńczej strony. Mniam! Napisałaś, że posadził Adena na stole... A ja, jak to ja, wyobraziłam sobie zaraz, jak Shane sadza na stole Kathy i... no wiesz :D Och, niemądra Alex! ;)
Świetny rozdziały/rozdziały. Daj mi prędziutko znać jak pojawi się następny!
Serdecznie pozdrawiam
Haha. Rozumiem, że masz wyobraźnie do TAKICH rzeczy! :D Brat Shane'a ma niebieskie włosy, a ten gościu "srebrno szare", taka tam zmyłka :P
UsuńNext!!!! Gdzie next?? :):):) Życzę kupę weny hehe ;)
OdpowiedzUsuń