Z opóźnieniem (niestety), ale jest 12 rozdział. Jeszcze raz przepraszam za niewyrobienie się w czasie. Mam nadzieję, że wybaczycie i że już więcej to się nie powtórzy.
Informuję też, że niewiele zostało do końca tej historii.
Z dedykacją dla Ladire, która jest taka niecierpliwa i nerwowa :D
______________________________________________________________
Kathy
obudziła się w swoim łóżku. W jej pokoju było tak jasno, że musiała zmrużyć
oczy, żeby cokolwiek wyraźnie widzieć. Był środek dnia, słoneczna pogoda, dało
się wyczuć zapach świeżego powietrza, które wpadało przez otwarte okno. Czuła
pulsujący ból w skroni, więc starała się go rozmasować. Dotarło do niej, że
całe jej ciało jest obolałe, ledwo miała siłę usiąść prosto. Dopiero wtedy
dostrzegła Shane’a siedzącego na jej fotelu koło okna. Spał. Jego włosy lekko
poruszały się za każdym razem, kiedy zawiał wiatr. Wyglądał na zmęczonego.
Wpatrywała się tak w niego póki się nie poruszył. Natychmiast położyła się z
powrotem udając, że dopiero się obudziła. Shane przejechał dłonią po twarzy
ziewając przeciągle.
-
Obudziłaś się wreszcie. – Powiedział przeciągając się.
Kathy
nie mogła oderwać wzroku od jego napinającego się ciała. Był szczupły, ale nie
wychudzony. Jego ciało było idealnie wyrzeźbione, zapewne ciężką pracą.
-
Długo spałam? – Zapytała zmuszając się do odwrócenia wzroku.
-
Dwa dni.
-
Co? Przecież tylko chyba zemdlałam. – Popatrzyła na niego pytająco. Wiedziała
co się stało, czuła w tamtym momencie jak jej ciało momentalnie opada z sił,
jak traci wyraźny obraz przed oczami. Zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę.
-
Myśleliśmy, że się nie obudzisz… - zaczął powoli do niej podchodząc i siadając
na brzegu łóżka – Nawet nie wiedzieliśmy czy tylko zemdlałaś, czy to jednak coś
poważniejszego.
Kathy
spróbowała znów usiąść prosto, ale od razu poczuła, że kręci jej się w głowie.
Potarła czoło i przymknęła oczy. Nie miała nawet siły myśleć, a co dopiero
wstać z tego łóżka.
-
Źle się czujesz? – Zapytał Shane, a ona tylko pokiwała. Poczuła jak kładzie jej
jedną rękę z tyłu głowy, a drugą na czole. – Chyba masz gorączkę. Połóż się,
przyniosę wodę i zrobię ci jakiś okład. – Mówiąc to delikatnie zmusił ją, by
się położyła.
Szczerze
mówiąc nawet nie musiał jej do tego zmuszać. Sama chciała się położyć i leżeć
tak w nieskończoność. Nie miała na nic siły. Jej powieki same się zamykały.
Przed zaśnięciem zdążyła jeszcze pomyśleć, że miło by było, gdyby poleżał z nią.
Kolejny
raz obudziła się w środku nocy. Miała na czole wilgotny ręcznik, więc Shane
musiał jej robić okłady. Rozejrzała się po pokoju ale nigdzie go nie było. Wygrzebała
się z kołdry i wstała z łóżka. Miała na sobie swoją piżamę i cichą nadzieję, że
przebrała ją któraś z dziewczyn. Było cicho. Najpierw pomyślała, że wszyscy
jeszcze śpią, ale miała jakieś dziwne przeczucie, że coś się dzieje złego. Szybko
się ubrała i wyszła z pokoju. Zaglądała do każdego pokoju po kolei i
przestraszyła się, bo w żadnym nikogo nie było. Zeszła na dół i stwierdziła to
samo. Była zupełnie sama i nie wiedziała dlaczego. Wyjrzała przez okno i w
oddali, powyżej drzew dostrzegła jakieś błyski, dym, słyszała huki.
-
To chyba nie kolejny atak. – Wyszeptała do siebie i szybko wyszła z domu.
Ku
jej przerażeniu wcale nie wybiegła na ganek przed domem. Stała jak słup
wpatrując się w ruiny szklarni. Odwróciła się, ale za jej plecami rozciągał się
ciemny i mroczny w tej chwili las. Przecież dopiero co wyszła z domu, a teraz
nigdzie go nie było. Jak mogła znaleźć się w jednej sekundzie w miejscu tak
oddalonym? Gdzieś między zniszczonymi murami dostrzegła Feu. Pomyślała, że musi
tu być Shane. Powoli podchodziła do szklarni i w tym samym momencie z jej
środka zaczął strzelać ogień. Zakryła sobie usta dłonią żeby nie krzyknąć.
Ostrożnie podeszła bliżej i zobaczyła w środku Shane’a, który rzucał we
wszystkie strony swoimi płomieniami. Wyglądało to tak, jakby chciał zniszczyć
wszystko dookoła, wszystko, nad czym tak pracowała przez ostatnie dni, z jego
pomocą. Doprowadzili to miejsce to porządku dość szybko. Była wtedy taka dumna,
że coś udało jej się skończyć. Szklarnia była jej azylem, miejscem, w którym
nie musiała o niczym myśleć, mogła się wyciszyć, pobyć sama ze sobą. Teraz
wszystko stało w płomieniach.
-
Shane! Co ty robisz? – Krzyknęła do niego.
Spojrzał
na nią tym swoim przestraszonym wzrokiem, który przypominał wzrok dziecka
przyłapanego na zniszczeniu czegoś cennego.
-
Nie wchodź tu!
Nie
miała zamiaru go słuchać. Niszczył coś, na czym jej bardzo zależało. Chyba nie
tylko chodziło o szklarnię.
-
Co ty robisz pytam się?! Dlaczego niszczysz coś nad czym tyle czasu
pracowaliśmy?
-
To nie tak jak myślisz. Daniel tu jest.
-
Co? Gdzie?
Kathy
rozglądała się szybko, ale nie dostrzegła nikogo poza nimi. Gdyby był tu
Daniel, nie byłoby tu aż tak gorąco. W końcu ostatnim razem sprawił, że
wszystko zamarzało. Teraz był tu tylko ogień. Shane pstryknął palcami o ogień
zniknął. Niestety, zniszczenia jakie pozostawił po sobie zostały.
-
Był tu. Przysięgam, że był… - wyszeptał patrząc na osmolone stoły i donice.
Usłyszeli
gdzieś poza szklarnią szelest. Shane podszedł do niej, ale nie miała ochoty
spojrzeć mu w oczy. Była na niego zła i chyba długo jeszcze pozostanie.
Patrzyła teraz w dal wypatrując czegoś, co ten szelest wywołało, gdy nagle
dostrzegła między gałęziami rudo brązowe włosy. Chwilę stała w miejscu, nim
dotarło do niej kogo zobaczyła. Sekundę później biegła już między drzewami.
-
Steffy! – Wołała w głuchą ciszę. – Steffy! Zaczekaj!
Nie
znała drugiej osoby, która miałaby taki kolor włosów. Steffy była jej przyjaciółką
odkąd pamięta i zawsze to ją wyróżniało. Biegła tak szybko, na ile pozwalały
jej nogi i oddech. Ignorowała wołanie Shane’a za sobą, które było coraz
cichsze. Pragnęła teraz tylko dogonić przyjaciółkę i uściskać ją. Stanęła w
miejscu i ogarnęła wzrokiem wszystko, co mogła dostrzec. Przedzierała się
powoli przez gęste krzaki, które raniły jej ręce i twarz.
-
Steffy!
-
Kathy? – Usłyszała szept gdzieś po prawej stronie. Musiała być blisko.
-
Steffy? Gdzie jesteś? – Nie dostała odpowiedzi, ale nie musiała. Steffy leżała
na ziemi par kroków dalej.
Kathy
podbiegła do niej i ukucnęła przy dziewczynie. Tak jak ona miała poranione
ręce, podartą w kilku miejscach bluzkę i rozcięcie na czole.
-
Co się stało? Co ty tu robisz w ogóle?
-
Kathy… - jej głos był cichy i słaby – stęskniłam się za tobą.
-
Ja za tobą też, ale jak się tu znalazłaś?
Steffy
tylko uśmiechnęła się złowrogo i spojrzała ponad nią. Kathy odwróciła się gwałtownie.
Za jej plecami stał wysoki mężczyzna o srebrno szarych włosach.
-
Pan Claven? Niech mi pan pomoże. Moja przyjaciółka jest ranna.
-
Doprawdy? – Zapytał uśmiechając się pod nosem.
Kathy
spojrzała na Steffy, która zniknęła. Jej ręka, która trzymała dłoń przyjaciółki
zastygła w powietrzu. Nie rozumiała tego co się teraz działo. W głowie kłębiło
jej się wiele pytań, których nie rozumiała. Stanęła na trzęsących się nogach i
odwróciła do mężczyzny. Jego uśmiech nie wróżył niczego dobrego. Chciała
uciekać, ale nie mogła się ruszyć. Nie miała siły biec.
-
Gdzie jest Steffy? – Zapytała drżącym głosem.
-
Jak mniemam w Salford, tam gdzie ją zostawiłaś.
-
Słucham? Przecież była tutaj… - zamilkła, bo w tej chwili do mężczyzny podeszła
Steffy.
-
Ah. Mówisz o tej tutaj? – Położył rękę na głowie dziewczyny, która zaczęła się
kurczyć na ich oczach.
Przed
Kathy stał teraz Aden. Ten sam nieśmiały chłopiec, którego przygarnęli do
siebie na prośbę właśnie Cevila Clavena, męża Valerie, mężczyzny, który stał
teraz przed nią.
-
Czego chcesz? – Zapytała cofając się powoli do tyłu.
-
To proste. Ciebie.
-
Dlaczego akurat mnie?
Kiedy
ona się cofała, Cevil podchodził bliżej. Wiedziała, że nie ma z nim żadnych
szans. Na pewno miał ogromną moc, a ona nie potrafiła jeszcze panować nad
swoją. Żałowała, że nie ma teraz Shane’a obok.
-
Moja droga. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka jesteś ważna. Może nie
ty, ale twoja moc. Gdy ją już zdobędę, zapanuję nad całym tym bajzlem. –
Wszystko to mówił z tym samym uśmiechem, ale z każdą sekundą dostrzegała coraz
mroczniejsze błyski w jego oczach. – Nie ma sensu żebyś uciekała. Itak w końcu
będziesz musiała się poddać. Bądźmy szczerzy, nie masz szans.
Miała
gdzieś to co mówił. Zebrała się w sobie i zaczęła biec przed siebie. Może miał
rację, prędzej czy później i tak ją złapie. Ale musiała spróbować uciec.
Kierowała się w stronę areny, na której działo się coś złego. Tam znajdzie
swoich przyjaciół. Może Shane już tam jest. Co jakiś czas słyszała za sobą
śmiech Aden’a. Czuła się jakby grała w horrorze. Dzieci w nich są zawsze
przerażające. Bała się odwrócić, żeby zobaczyć jak daleko jest Aden. Bała się
zobaczyć, czy nadal wygląda jak to niewinne dziecko. Im bliżej była areny, tym
mocniejszy stawał się zapach dymu. Las się przerzedzał i robiło się jaśniej,
ale nie przez porę tylko przez błyski, które wystrzeliwały w górę. Czuła, że
jeszcze chwila i wybiegnie z lasu, ale w tym momencie ktoś złapał ją za nogi i
runęła na ziemię. Odwróciła się szybko na plecy wierzgając nogami. Aden mimo
tego, że wyglądał jak małe dziecko miał zadziwiająco dużo siły. Wyglądał tak
samo, ale teraz szczerzył się do niej i zaciskał palce na jej łydkach. Szukała
czegoś czym mogłaby go uderzyć i wyczuła niegrubą gałąź. Bez namysłu zamachnęła
się i uderzyła chłopca prosto w głowę. Gałąź roztrzaskała się na drobne
kawałeczki a on pozostał niewzruszony. Ten moment jednak pozwolił jej na
oswobodzenie jednej nogi, którą kopnęła go w klatkę piersiową. Poleciał do tyłu
a ona wstała i zaczęła biec dalej. Po kilku metrach potknęła się i przewróciła
a tuż za sobą usłyszała śmiech Aden’a. Patrzyła jak zbliża się do niej
wyłamując sobie po kolei palce u rąk. Nie wiedziała co zrobić. Dostrzegła za
jego głową jakąś czerwoną plamkę.
-
Feu…
Aden
przestał się uśmiechać i odwrócił się w stronę w którą patrzyła. Nad jego głową
latał czerwony ptak, z którego sypały się iskry. Ubranie chłopca zaczęło się
dymić, a po chwili płonąć. Chłopiec z krzykiem zaczął uciekać w głąb lasu
przewracając się kilka razy na ziemię zanim zniknął z jej oczu. Feu podleciał
do niej radośnie ćwierkając.
-
Dziękuję. – Powiedziała z uśmiechem do ptaka, a po chwili stanął przed nią
zdyszany Shane.
-
Normalnie mógłbym cię teraz zatłuc! Myślałem, że zdechnę biegając za tobą. –
Wydyszał siadając przed nią.
Nowy rozdział ^^ Nareszcie, niby 3 dni, a ja już nie wytrzymywałam. Przeczytałam już, ale skomentuję później, bo teraz jadę do domu. Buziaki
OdpowiedzUsuń~Artalife <3
No i mam jeszcze więcej PYTAŃ! To była tak szybka akcja... NIESAMOWITE!!!
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że Aden udawał Daniela. Ale jaki to ma sens?
Tamten atak był dla odciągnięcia od niej ich uwagi.
Ale jak ona nagle się tam znalazła?
Dobrze, że Shane ją dogonił! Nie wiadomo co by się z nią stało.
To jest taki ŚWIETNY rozdział!
No i spała dwa dni. Myśleli, że już się nie obudzi... łał. To byłą poważna sytuacja. Ciekawe co ją spowodowało.
Ha, od razu wiedziałam, że Aden jest zły! Jak oni zamierzają... pobrać... tę jej moc? Chociaż oczywiście Shane im na to nie pozwoli :)
Musi być szybka, skoro Shane tak się zmęczył jak ją gonił.
Rozdział jest świetny i już czekam na następny.
Dziękuję za dedykację. Nic nie mogę poradzić na moje emocje, kiedy piszesz takie świetne teksty. Tego raczej nie wyleczy zwykła herbatą z melisą XD Może nawet tabletki na uspokojenie by mi nie pomogły. To wszytko przez ciebie, bo jesteś taką świetną pisarką ;)
Pozdrawiam i życzę weny,
niecierpliwa i zafascynowana Ladire ;)
Spała dwa dni, po połączeniu ich mocy. Ale było to zbyt silne i po prostu pochłonęło jej siły.
UsuńMoc mogą zabrać, jak to bywa zazwyczaj, przez najgorszy z możliwych scenariuszy...
Czy taka szybka była? Nie musiała, po prostu sama błądziła i się oddalała w różne strony :)
Ty się tam nie szprycuj lekami, meliska wystarczy :D
Nie wystarczy...
UsuńNajgorszy możliwy scenariusz mówisz? A zdarzy się? o.O
A nie wiem :P
UsuńWiesz, wiesz. Ale masz zamiar mnie torturować XD
UsuńNo ba :D Kogoś trzeba :P
UsuńDlaczego zawsze mnie to spotyka? XD No dobra poczekam, ale sie zemszczę ;P
UsuńOk ok :D Ja czekam nadal na Twoje opowiadanie jakieś :P
UsuńTo chyba jeszcze trochę poczekasz :/
UsuńI love it aha aha x100000000 Wena - to jest to co teraz potrzebujesz.
OdpowiedzUsuńDzięki, przyda się ;)
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo mnie nie było. No ale w końcu jestem, przepraszam i nadrabiam zaległości :)
Świetnu, genialny rozdział. Normalnie kocham to opowiadanie!
Widzę, że nie pomyliłam się co do Adena ;)
Kocham Skane'a <3. To taki bohater na jakiego czeka się z utęsknieniem by pojawił się w kolejnym rozdziale.
Bardzo fajna akcja. Troszkę szkoda mi Kathy, to ja wykańcza i pewnie sama nie zdaje sobie jeszcze sprawy jak silna jest.
Cudo!
Lecę do kolejnego rozdziału!