25 kwietnia 2014

Rozdział 14

Witam Was wszystkich moi kochani :) 
Dziękuję, że nadal jesteście tutaj ze mną i wspieracie swoimi komentarzami. 
Dziękuję też za cierpliwość.
Z przykrością jednak muszę Wam powiedzieć, że do końca tego opowiadania zostały TYLKO dwa rozdziały :(
Mam nadzieję, że te trzy ostatnie będą Wam się podobać tak jak cała reszta.
Pozdrawiam i ściskam :)

______________________________________________________________


Cevil był wściekły. Nic nie szło po jego myśli. Miał ochotę zabić każdego kto mu stanie na drodze. Stał przy okrągłym stole opierając płasko dłonie na jego blacie. Żyła na jego skroni pulsowała bez przerwy. Chciał się na czymś lub na kimś wyżyć i to w tej chwili. Pech chciał, że do pomieszczenia wbiegł Aden. Jego ubranie i twarz były czarne od sadzy. W jednej sekundzie mały chłopiec zmienił się w nastoletniego chłopaka.
- Ten plan był dosyć prosty, nie uważasz? – Cevil mierzył go wzrokiem i podchodził do niego wolnym krokiem.
- Tak. Ale… - Chłopak spuścił wzrok na swoje buty.
- Nie ma żadnego „ale”. Dziewczyna jest nikim, jest słaba, a ty nie potrafisz jej dorwać i przyprowadzić do mnie?
- Przepraszam. Ten ptak Shane’a pojawił się znikąd.
Cevil zrobił jeden, duży krok i znalazł się przed chłopakiem po czym uderzył go otwartą dłonią w twarz. Cios był tak mocny, że z kącika jego ust popłynęła strużka krwi.
- Jeszcze masz jakieś usprawiedliwienia? I patrz na mnie jak do ciebie mówię!
Chłopak podniósł wzrok, który w tej chwili przepełniony był gniewem i bólem. W jego oczach można było dostrzec wrogie iskry, które sprawiały, że nawet nieustraszony Cevil zrobił mały krok w tył. Znał tego chłopaka jakiś czas i mimo, że wyglądał niewinnie mógł komuś bardzo zaszkodzić. Poza przeobrażaniem się w inne osoby, miał zdolność zadawania bólu, ale objawiało się to tylko wtedy, gdy był zły.
- Nie. – Odpowiedział z zaciśniętymi zębami.
- To dobrze. Teraz wrócisz tam i wymyślisz własny plan. A tymczasem zrobimy małą przerwę.
Aden odwrócił się i wyszedł na zewnątrz. Kiedy znalazł się na powietrzu zaczął biec w stronę lasu.
- Sam sobie wymyślaj plan. Pieprzę to wszystko.

Na arenie wszyscy dawali z siebie więcej niż mogli. Każdy walczył o życie własne i swoich przyjaciół. Wrogów było coraz mniej i wyglądało na to, że zaczynają wygrywać. Nagle niebo rozbłysnęło jasnym światłem, wszystko wokół ucichło. Potwory rozmywały się w powietrzu jeden po drugim. Mieszkańcy Drayton byli zaskoczeni, ale dało się słyszeć westchnienia ulgi. Byli wykończeni. Jeszcze nigdy nie brali udziału w takich walkach, nie byli do nich przygotowani dostatecznie dobrze.
- Wszyscy do sali! – Głos Valerie rozniósł się po całej arenie.
Kathy kierując się za resztą swoich przyjaciół kątem oka dostrzegła ruch na skraju lasu.
- Aden? – Wyszeptała.
Chłopiec stał między drzewami i trzymał palec na ustach kiwając głową, żeby poszła za nim. Nie była tak głupia żeby dać się nabrać na kolejne jego sztuczki, wiedziała już co ten dzieciak potrafi. Jednak kiedy zobaczyła, że zmienia się w wysokiego chłopaka stanęła jak wryta. Pomyślała, że gdyby nie miał powodu nie wracałby tu i nie narażał się znów, zwłaszcza, że na arenie byli wszyscy a on sam. Shane, który szedł kilka kroków z tyłu, nie zauważając, że stanęła wpadł na nią.
- Co jest? – Zapytał podążając za jej wzrokiem. – Kto to?
- Aden.
Shane nie czekał na więcej i ruszył w jego stronę. Kathy biegła za nim chcąc go powstrzymać.
- Czekaj! On chyba nie chce zrobić nam krzywdy.
- Krzywdę to ja jemu zrobię, jak go dorwę!
Wbiegli do lasu i stanęli przed chłopakiem, który uniósł ręce do góry, jakby się poddawał. Shane podszedł do niego szybko i złapał za koszulkę ciągnąc go w górę. Był od Aden’a przynajmniej o głowę wyższy.
- Nie mam złych zamiarów. – Mówił spokojnie Aden.
- Jasne. Już ci wierzymy.
- Shane…
- Mówię prawdę! Mam dość wykonywania jego rozkazów! Chcę wam pomóc.
- To kolejne twoje gierki! Cevil cię tu przysłał i kazał udawać, że nagle zmieniłeś strony. – Shane puścił chłopaka i popchnął do tyłu.
Kathy podeszła do nich i przyglądała się Aden’owi. Zauważyła rozciętą wargę i spuchnięty policzek. Jego oczy były zaczerwienione, jakby od płaczu. Sama nie wiedziała czemu, ale czuła, że mówi prawdę.
- Cevil przerwał walkę wycofując wszystkich, żebyście myśleli, że wygrywacie. Ma to odwrócić waszą uwagę na jakiś czas. Tak naprawdę wszystko czego chce to jej. – Kiwnął głową na Kathy.
- Ta, dzięki za informacje. Ale nadal ci nie wierzymy. Spadaj stąd póki masz okazję.
- Shane. – Kathy odciągnęła go na bok. – On chyba mówi prawdę. Widziałeś jego sińca?
- Mógł się podłożyć sam, żeby to wyglądało tak realistycznie.
- Ja mu wierzę.
Shane patrzył na nią, jakby była duchem. Był zły. Miał zamiar sprać tego gościa i wrócić do sali, ale kiedy widział jej spojrzenie nie mógł jej się sprzeciwić.
- Dobra. Ale jakby coś z nim było nie tak, bierzesz winę na siebie.
- Ok. – Posłała mu uśmiech i zwróciła się do Aden’a. – Aden, możesz iść z nami. Ale jeśli to kolejna podpucha gorzko tego pożałujesz. – Powiedziała to takim tonem, że Shane’owi opadła lekko szczęka.
- Nazywam się Caleb. – Odpowiedział lekko się uśmiechając i wkładając ręce do kieszeni.
Wyszli na arenę nie odzywając się nawet słowem. Nigdzie nikogo nie dostrzegli, więc pewnie wszyscy byli już w sali. Skierowali się tam, ale usłyszeli nad głowami jakiś trzepot. Spojrzeli w górę. Nad ich głowami krążył jakiś cień, który zniżał się coraz bardziej. Im niżej był tym robiło się zimniej. Z ich ust zaczęła wydobywać się para.
- Daniel. – Powiedział Shane z nienawiścią w głosie jednocześnie stając przed Kathy.
Po chwili brat Shane’a stanął przed nimi rozpościerając swoje błękitne skrzydła. Były ogromne. Wydawały się błyszczeć w promieniach słońca. Kathy zastanawiała się nad tym, jak taki ktoś jak on, może posiadać coś tak wspaniałego. Skrzydła były tak piękne, że kusiło ją by je dotknąć.
- I znów się spotykamy. – Powiedział z szyderczym uśmiechem na ustach.
Shane był już przygotowany na każdy atak. W jego dłoniach błyszczały czerwone iskry gotowe by strzelać ognistymi kulami.
- Widzę, że bratacie się z własnym wrogiem. – Ciągnął dalej patrząc z pogardą na Caleb’a.
- Nie jestem ich wrogiem.
- Niby od kiedy?
- Od teraz. – Odpowiedział Caleb mrużąc oczy.
Skrzydła Daniela zadrżały, a na jego twarzy pojawił się grymas oznaczający ból. Zacisnął pięści i napiął wszystkie mięśnie ciała, byle tylko czuć jak najmniej. Shane skorzystał z okazji i cisnął w brata kulą ognia. Daniel jednak okazał się bardzo czujnym i wytrzymałym przeciwnikiem. Odskoczył szybko do tyłu i machnął skrzydłami. Powiew wiatru jaki wywołał zgasił ogień i odrzucił Caleb’a parę metrów dalej powalając go na ziemię. Shane cały czas wytwarzał nowe pociski ciskając nimi w Daniela, ale ten skutecznie je likwidował. Kathy pocierając obie dłonie próbowała wytworzyć ze swojej mocy cokolwiek, a gdy myślała, że już jej się udało blask znikał. Zerkała na walczących braci nie poddając się. Shane był silny, ale widać było, że Daniel jako Anioł ma o wiele większą moc niż on. Caleb leżał nieprzytomny obok niej, więc nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Musiała się wziąć w garść. Wytworzyła jakąś energię w dłoni i dotykając jej drugą sprawiła, że rozdzieliła się na dwie części. Podrzuciła nimi, jakby miała w rękach małe piłeczki. W tej samej chwili usłyszała huk i Shane runął na ziemię obok Caleb’a. Spojrzała w kierunku Daniela, który szykował się by zadać jej cios. Rzuciła jedną kulą w tym samym czasie, kiedy on cisnął w nią lodowym odłamkiem. Oba pociski wpadły na siebie w wyniku czego dookoła nich zaczęła tworzyć się ogromna, lodowa bańka. Kathy utknęła w niej z Danielem. Cisnęła drugim światełkiem w ścianę lodu, ale nic się nie stało.
- Lepiej sobie nie mogłem tego zaplanować. – Powiedział Daniel spoglądając na nią spokojnie.
- Czego ty chcesz? Jesteś po stronie Cevil’a? – Kathy słyszała głos Shane’a. Walił pięściami próbując się do nich jakoś dostać. Widziała nawet jak używa swojej mocy, by roztopić lód, ale nic to nie dało.
- Nie jestem po żadnej stronie. Chcę twojej mocy wyłącznie dla siebie.
- Dlaczego taki jesteś? Dlaczego walczysz z własnym bratem?
- Bo jest przeszkodą na drodze do tego, czego pragnę. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy, więc żaden z nas nie ma z tym problemu. Całe życie ze sobą rywalizowaliśmy. Jednak ja byłem taki od urodzenia, nigdy nie byłem…normalny. Shane to inna historia. – Przerwał na chwilę zastanawiając się nad czymś. – Wiesz co jest najzabawniejsze w tym wszystkim?
Kathy patrzyła na niego z przerażeniem. Nie miała pojęcia czego się po nim spodziewać. W jej dłoniach paliły się białe iskierki.
- Całe swoje nędzne życie starałem się pozbyć tego. – Wypowiadając te słowa spojrzał z odrazą na swoje skrzydła. – Chciałem pozbyć się swoich wszystkich mocy, by żyć jak normalny człowiek. A teraz, zamiast tego, chcę zdobyć twoją świetlną moc. Skoro nie mogę się niczego pozbyć to może chociaż zdobędę wszystko, prawda?
- Może jest jakiś sposób o którym nie wiesz. – Kathy postanowiła grać na zwłokę. Miała nadzieje, że Shane zaraz roztopi lód.
- Próbowałem wszystkiego.
- Może razem jakoś znajdziemy rozwiązanie. Może Valerie będzie mogła ci pomóc.
- Valerie? Ta idiotka nawet nie wie, że jej wrogiem jest jej własny mąż.
Daniel zaczął zbliżać się do Kathy. Wyprostował ręce na boki, równo ze skrzydłami. W jego dłoniach błyszczały niebieskie odłamki lodu. Kathy robiło się coraz zimniej, jej włosy pokryte były białym szronem. Gardło ją piekło od wdychanego, mroźnego powietrza. Coraz gorzej jej się oddychało, oczy zachodziły łzami. Zamarzała.
- Już nie masz nic do powiedzenia?
Cofnęła się do tyłu uderzając plecami w lód. Nie miała z nim szans. Jasne iskierki w jej dłoni powoli znikały. Musiała coś zrobić, bo inaczej tu zamarznie, a drugi raz nie da rady ich wytworzyć. Użyła więc resztek sił, jakie jej pozostały i machnęła przed sobą ręką. Na chwilę oślepiło ją biało niebieskie światło. Jej moc musiała znów zetknąć się z mocą Daniela. Zobaczyła jak lodowa bańka topnieje i upadła na ziemię tracąc przytomność.

11 komentarzy:

  1. Łał! Udało jej się wytworzyć coś ze swojej mocy! No i ten Aden/Cevil. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jakbym mogła zamknęłabym gdzieś brata Shana. Tylko dwa rozdziały? Dajesz im tak mało czasu ;( Będę tęsknić za tym opowiadaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aden/Caleb * :P Cevil to ten mąż Valerie :D Taki tam szczegół.
      No niestety tylko dwa już. Chyba ogólnie wypaliło się to opowiadanie w mojej głowie i chyba dlatego wyszło takie krótkie. Ale będę pracowała nad tym drugim i nad tymi duchami. Choć powiem szczerze, że z tymi duchami chciałabym napisać bardziej ambitne, ale ciężko, bo nadal uważam, że brak mi umiejętności :)

      Usuń
    2. Masz niesamowite umiejętności ;) Twoja zdolność wyrabiania się w terminie mi zaimponowała i zaczęłam pisać swoje opowiadanie. Mam postanowienie: strona dziennie ;) Ale na razie nie robię bloga, bo nie jestem pewna jak długo dam radę pisać.

      Usuń
    3. Miło mi bardzo, że zmotywowałaś się do pisania swojego :) Mam wielką nadzieję, że kiedyś ujrzę to dzieło :P
      Ja miałam kilka zaczętych, bo potem pomysły się wypalały. Ten jako jedyny dociągnęłam do końca. Także na spokojnie ;)

      Usuń
    4. O czym były poprzednie opowiadania?

      Usuń
    5. Ciężko powiedzieć, że one w ogóle o czymkolwiek były :P Każdy jaki zaczęłam miał góra 4-5 rozdziały.

      Usuń
    6. Coś by było, jakby coś z nich wyszło :P

      Usuń
  2. Kocham to!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka :)

    Przepraszam, że spóźniona, ale w końcu jestem :)

    Cevil to zło wcielone. Ale Daniel jest jeszcze gorszy. W zasadzie obaj są siebie warci.
    Świetna była ta scena bitwy, wiele bym dała by móc ją zobaczyć.
    Aden okazał się Calebem i opowiedział się po stronie bohaterów. Nie wiem co o nim myśleć, czy można mu ufać? A być takim słodkim dzieciaczkiem ;)

    Końcówka zatrważająca. Jezu, mam nadzieję że Kathy i Shaneowi uda się pokona tego drania Daniela. Strasznie się boję że on obierze moc Kathy, mam nadzieję, że nie zdąży!

    Rozdział genialny, uwielbiam tę historię. Jaka szkoda, że to już koniec powoli.

    Ściskam mocno i w wolnej chwili zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy