Lodowa
kula całkowicie stopniała. Kathy i Daniel leżeli nieprzytomni na ziemi. Shane
uklęknął przy niej lekko unosząc jej głowę. Odgarnął jej zmarznięte kosmyki
włosów z czoła i złapał za dłoń. Ku jego przerażeniu nic się nie wydarzyło,
żadne światło nie wystrzeliło w górę. Skupił się na tym by swoją mocą ognia
ogrzać jej ręce nie robią jej przy tym żadnej krzywdy. Ich złączone ręce pokrył
pomarańczowy blask.
-
Kathy. Obudź się. – Szeptał nad jej twarzą.
Caleb,
który ocknął się jakiś czas temu, ukucnął po drugiej stronie. Pochylił się nad
nią, ale Shane go odepchnął.
-
Co ty robisz do cholery?
-
Sprawdzam czy oddycha. – Odpowiedział i pochylił się ponownie. Chwilę
nasłuchiwał powolnego oddechu. Kiwnął do Shane’a i złapał ją za rękę.
Shane
cały czas go obserwował, bo nadal nie wierzył w jego bajkę o przejściu na ich
stronę. Ufał jednak Kathy i tylko dlatego pozwolił mu na to, by był teraz tak
blisko niej. Caleb masował kciukiem jej nadgarstek i Shane zauważył bardzo
delikatne drgania jej skóry w miejscu, które dotykał.
- A
teraz co robisz? – Zapytał Caleb’a.
-
Pobudzam jej krążenie.
Gdy
obaj skupiali się na obudzeniu Kathy, Daniel wracał do sił. Nie umknęło to
uwadze Shane’a, ale nie chciał od niej odchodzić.
-
To twoja wina. Jeśli z tego nie wyjdzie zabiję cię własnoręcznie.
Daniel
nic nie powiedział tylko wstał i przyglądał się im z uśmiechem na twarzy.
- I
z czego się cieszysz?
-
Bo jeśli ona umrze, ja zyskam jej moc i zapanuję nad wszystkim.
-
Shane. – Odezwał się cicho Caleb. – Przestała oddychać. Ja…staram się, ale nie
wiem czy mogę zrobić coś więcej. Nie chcę zadawać jej bólu.
Shane
jakby go nie słuchał. Łzy napływały mu powoli do oczu. To wszystko jego wina.
Gdyby był silniejszy na pewno by ją ochronił. Nawet nie potrafił pokonać
własnego brata. Przez niego leży teraz bez życia, taka bezbronna i zimna.
Wszyscy z sali zaczęli wracać na arenę. Valerie pewnie wiedziała co się dzieje
i przekazała to reszcie. Podchodzili powoli, a kiedy zobaczyli leżącą na ziemi
Kathy stanęli i nie odważyli się już więcej ruszyć. Poza nimi na arenie znów
zaczęły pojawiać się wszystkie stwory. Na ich czele kroczył nie kto inny tylko
Cevil. Wszyscy popatrzyli po sobie rozpoznając mężczyznę. Sama Valerie była
zaskoczona. Chyba była kiepska w swoich czarach skoro do samego końca nie
wiedziała, że za tym wszystkim stoi jej mąż. Ale teraz nie miało to znaczenia.
Za chwilę miała rozpętać się największa walka wszechczasów.
-
Ciekawe kiedy jej moc stanie się moja. – Powiedział uradowany Daniel.
Shane
skupił w swoich dłoniach całą moc. Z jego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk,
który wyrażał złość i ból. Z całych sił uderzył pięściami w ziemię. Z miejsca
uderzenia powstało koło falującej ziemi, które rozeszło się po całej arenie
powalając wszystkich. Nad jego głową zaćwierkał Feu, który zaczął się błyszczeć
i obracać w jasnych płomieniach.
-
Shane. – Usłyszał swoje imię jakby z oddali.
Kathy
patrzyła na niego lekko mrużąc oczy.
-
Obudziłaś się. – Uśmiechał się do niej głaszcząc ja po policzku.
-
Kto by się nie obudził po takim wstrząsie. – Zaśmiała się delikatnie. Spojrzała
na Feu nad jego głową a jej oczy momentalnie się rozszerzyły. – Shane…
-
Nic nie mów. Musisz odpoczywać. Ktoś zaniesie cię do sali, my się wszystkim
zajmiemy.
-
Shane. – Wyciągnęła w górę rękę wskazując na Feu, który ciągle wirował, a jego
blask pokrywał wszystko dookoła. – To ty…
-
Co ja? – Zapytał rozglądając się dookoła.
-
Pamiętasz co powiedziałeś w lesie? Ogień też daje światło.
W
tej chwili Shane wszystko zrozumiał. To nie Kathy posiadała świetlną moc. Cały
czas chodziło tu o niego. Popatrzył na Valerie, która przyglądała mu się
uważnie.
-
Ona ma rację. – Powiedziała powoli. – Trochę za późno do mnie dotarło, że Kathy
ma po prostu moc energii, a nie świetlną. Ogień sam w sobie daje światło.
Shane
spojrzał na przeciwną stronę, z której nadchodziły stwory i Cevil. Było ich dwa
razy więcej niż wcześniej. Nie miał pojęcia dlaczego, ale wiedział, że
wystarczy jeden gest, by wszyscy zniknęli. Jednak wiedział też, że nie da rady
sam tego zrobić. Wirujący Feu wyraźnie czekał na jakiś ruch z jego strony.
Popatrzył na Kathy i pomyślał o zjawisku przyciągania. Miała rację mówiąc, że
będą musieli ratować swoich przyjaciół. Nie chciał jej w to wciągać. Była teraz
osłabiona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzała na niego, jakby
wiedziała o czym myśli i posłała mu uśmiech wyrażający zrozumienie.
-
Kathy, nie.
-
Oj cicho siedź. – Stanęła na nogi z pomocą Caleb’a. – Powiedz tylko ile
potrzebujesz.
Shane
wstał i popatrzył na nią ze smutkiem. Naprawdę nie chciał tego robić. Nie
wiedzieli jak skończy się ich ponowne łączenie sił. Ostatnio zemdlała od krótkiego
dotyku będąc w pełnej formie, a co dopiero teraz, kiedy była pozbawiona sił.
-
Stań za mną. Wystarczy odrobina, nie więcej. Dotkniesz mnie i od razu puścisz.
-
Dobrze.
-
Obiecaj. – Trzymając za jej podbródek skierował jej twarz do góry, by mogła na
niego spojrzeć.
-
Obiecuję. – Wyszeptała.
Odwrócił
się do niej tyłem i posłał znaczące spojrzenie Caleb’owi. Chciał, żeby
odciągnął ją w odpowiedniej chwili, gdyby sama tego nie zrobiła. Dla przyjaciół
poświęciłaby własne życie, ale nie chciał tego. Nie chciał jej stracić.
Spojrzał jeszcze na rozwścieczonego Daniela, który przysłuchiwał się temu
wszystkiemu z dala. Jego skrzydła drgały ze złości, a w dłoniach błyszczały
odłamki błękitnego lodu. Tym razem Shane wiedział, że jego brat go nie pokona.
Czuł się wyjątkowo pewny siebie i wiedział, że wygrana jest po jego stronie.
Wierzył w to. Rozłożył ręce na boki rozsuwając szeroko napięte palce. Feu
unosił się coraz wyżej nad nim. Skręcił lekko głowę, tak by kątem oka dostrzec
Kathy. Kiwnął jej, a ona powoli wyciągnęła rękę w jego stronę. Poczuł jak
dotyka jego ramienia, a potem jak ciepło rozchodzi się po całym jego ciele.
Tyle mu wystarczyło. Kathy cofnęła się do tyłu razem z Caleb’em. Nikt nie
wiedział co będzie się teraz działo. Twarz Shane’a pozostawała skupiona. Z jego
ramion zaczęły wyskakiwać płomienie, które po chwili lizały jego całe ręce i
kark. Blask otaczający Feu zaczął się rozrastać prawie pochłaniając Shane’a.
Był tak oślepiający, że chwilę nic nie było widać poza nim. Zaczął blaknąć, a z
jego głębi wyłaniał się olbrzymi, ognisty ptak. Wszyscy cofnęli się do tyłu.
Widok ten był przerażający. Ptak machał swoimi skrzydłami, z których strzelały
płomienie i iskry, lądujące na ziemi i spalające zieloną trawę. Jego pióra
mieniły się czerwonymi i złotymi barwami. Ział ogniem na wszystkie strony jak
smok, z którymi wcześniej walczyli. Shane powoli uniósł ręce nad głowę i
szybkim ruchem opuścił je w dół. Ogromny Feu wzniósł się w górę i poleciał w
stronę wroga. Ogień sypał się ze wszystkich jego piór. Zwolnił tuż przed
Cevil’em i zaczął machać swoimi skrzydłami tworząc ognisty wir. Wszystkie smoki
jakie tam były zaczęły ziać na niego ogniem. Na nic się to zdało. Ptak ruszył w
ich stronę uderzając we wszystkie na raz całą siłą. Smoki zmieniły się w pył.
Inne stwory zaczęły się wycofywać, ale Feu nie pozwolił im na to. Leciał tuż
nad ziemią przecinając wszystkie potwory swoimi skrzydłami, zostawiając za sobą
pas spalonej ziemi, pokrytej czarnym popiołem. Cevil został sam. Shane
popatrzył pytająco na Valerie, w końcu to był jej mąż. Zgięła dłoń, jakby
chciała go przywołać go do siebie. Shane kiwnął głową i popatrzył znów na Feu.
Ten machnął jednym skrzydłem uderzając Cevil’a w plecy. Mężczyzna przeleciał
całą długość lądując twarzą na ziemi tuż przed Valerie.
-
Ja się nim zajmę. – Powiedziała i oboje zniknęli.
Shane
patrzył teraz na swojego brata, który patrzył na niego z przerażeniem.
-
Teraz się mnie boisz braciszku?
-
Shane, daj spokój. Musisz mnie zrozumieć.
-
Nie muszę. O mało nas nie pozabijałeś. Kompletnie cię nie poznaję. Gdzie się
podział dawny Daniel?
Jego
brat popatrzył na niego z bólem wypisanym na twarzy. Patrzył w ziemię z
opuszczonymi skrzydłami. Wyglądał fatalnie. Jego skrzydła straciły blask.
Wydawał się bliski załamania. Feu wrócił do Shane’a czekając na kolejny ruch
swojego pana.
-
Shane. – Odezwała się cicho Kathy. – Myślisz, że mógłbyś…
-
Nie wiem. – Przerwał jej.
Feu
trochę zmalał i pofrunął do przodu, by zatrzymać się nad głową Daniela. Shane
kciukami pocierał wszystkie palce, a Feu obracał się wokół własnej osi. Sypał
na Daniela błyszczącymi, ale nie ognistymi iskrami. Chłopak na parę sekund
zniknął za tym świecącym deszczem iskier. Shane pstryknął palcami, Feu wrócił
do swojej dawnej postaci podlatując do niego. Daniel tak jak wcześniej stał
przed nimi, jednak bez skrzydeł. Jego niebieskie włosy zaczęły się zmieniać, by
na końcu pokrył je czarny kolor. Zimne, błękitne oczy straciły ten mroczny
błysk, który widać było wcześniej.
-
Coś ty mi zrobił? – Zapytał mierząc swojego młodszego brata wzrokiem, w którym
można było dostrzec cień nadziei pomieszany z zaskoczeniem.
Ja nie wiem czy przeżyję to, że został tylko jeden rozdział. Wciągnęłam się w tą historie, ale dam radę. Na szczęście masz jeszcze drugi blog i pomysł na kolejny :3 Co do rozdziału... Wow, jaki zwrot akcji. Podobał mi się opis mocy Shane'a. To jak Feu się zmieniał. Teraz pozostaję mi tylko czekać do 15 na ostatni rozdział. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy (o ile to mżliwe) od poprzednich. Życzę niekończących się pomysłów, weny i wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję.
Wolnego czasu mam aż nadto, ale leń jestem :P
UsuńMam nadzieję, że ostatni też będzie się podobał, jest chyba najdłuższy, tak na końcówkę :)
Fanka K-popu? ;)
UsuńTak :3 K-pop jest moim tlenem *.*
UsuńZnam ten tlen :D
UsuńNieeeee!!!!!!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, został tylko jeden rozdział.
Po drugie, niby fajnie, że Shane ma tę całą moc, ale mam wrażenie, że Kathy jest tu bez znaczenia ;( Mimo wszystko rozdział świetny.
Taka bez znaczenia nie jest, bo dzięki niej jego moc jest silniejsza :) I ktoś na życie musiał ponarzekać :P
UsuńTak, ale jej moc sama w sobie jest bez znaczenia ;(
UsuńStrasznie się zawiodłam kiedy przeczytałam,że to Shane ma świetlną moc,nie Kathy. Ale rozdział napisany świetnie tylko troszkę za krótki :)
OdpowiedzUsuńMoja Kochana!
OdpowiedzUsuńCo za rozdział! Czyli to Shane ma moc światła, nie Kathy. Nie powiem, że nie jestem w szoku. Ale z drugiej strony Kathy powiększa jego moc, więc jej moc energii też jest super. Może to dobrze, że nie ma aż tak wielkiej odpowiedzialności?
Scena gdy Shane i Caleb próbowali ratować Kathy jest doprawdy wzruszająca, aż mi łezka popłynęła, a Shane tak bardzo się przejął cudo!
Walka z Feu w roli głównej = cudna.
Lecę czytać ostatni rozdział, bo normalnie nie wytrzymam!